Archiwum Polityki

Marszałek dolot

Skoro samorządy dopłacają grube miliony do PKP, dlaczego podobnych dopłat nie miałyby otrzymywać linie lotnicze? Ku takiemu rozwiązaniu skłania się coraz więcej lokalnych decydentów, którzy marzą, by ich miasto miało również lotnicze połączenie ze światem. Do tej pory takimi perspektywami kusił tani irlandzki przewoźnik Ryanair, który niedawno np. zgodził się latać między Bydgoszczą a Londynem, gdy radni zgodzili się zapłacić 1,5 mln zł za promocję miasta na jego internetowej stronie. Na podobnej zasadzie zielonogórscy notable dogadali się z Lotem, który zobowiązał się wznowić rejsy z Okęcia do podzielonogórskiego Babimostu pod warunkiem, iż urząd marszałkowski i ratusz wykupią 5 miejsc w każdym samolocie. „Na promocję pasażerskiego połączenia oraz promocję Zielonej Góry we wszystkich rozkładach na świecie” – bo tak się tę daninę na rzecz Lotu w lokalnej prasie nazywa, podatnicy wyłożą ok. 1,8 mln zł.

Decydenci nie widzą w tym niczego niestosownego. – Przecież latać będzie nie tylko pan marszałek, ale urzędnicy, którzy mają coś do załatwienia w stolicy – przekonuje rzecznik zarządu województwa lubuskiego Barbara Kuraszkiewicz. – Dopłaty do Lotu będą w tym roku kosztowały miasto 150 tys. zł. Ponieważ chodzi o gospodarczą promocję regionu, chcemy, by z tych biletów korzystali przedsiębiorcy – dodaje przewodniczący rady miejskiej Stanisław Domaszewicz.

Na podobnych warunkach Lot obiecuje wznowić regularne rejsy między Okęciem a Łodzią. Tu jednak miejscówki w samolocie będzie kupował łódzki port lotniczy Lublinek. – Mamy płacić po 180 zł za każdy bilet. Chcemy odsprzedawać je biurom podróży, bo urzędnicy z ratusza ze względu na dobre połączenie drogowe nie chcą latać – wyjaśnia prezes Lublinka Leszek Krawczyk.

Polityka 47.2005 (2531) z dnia 26.11.2005; Ludzie i wydarzenia; s. 14
Reklama