Po piętnastu latach od zlikwidowania bazy cyrkowej i po sześciu od zamknięcia Państwowego Studium Cyrkowego Julinek wygląda jak wymierająca osada zagubiona w dżungli. W hotelu nocują czasem robotnicy. Z sześciu wiat, w których garażowano setki wozów cyrkowych, tylko dwie są w dobrym stanie. Wynajmuje je firma zajmująca się wyposażaniem w namioty organizatorów imprez plenerowych.
W środku można doszukać się znaków mówiących o ich cyrkowym przeznaczeniu. Na drewnianych drzwiach widnieje metalowa pordzewiała tabliczka z napisem: „Cyrk As”. W którymś z boksów na ścianie jest napis wykonany czerwoną farbą: „Rodeo konne”. Ze stropów zwisają dziesiątki postrzępionych konopnych sznurów. Dyndające sczerniałe postronki wyglądają ponuro. W następnej wiacie znajduje się składowisko najdziwniejszych rzeczy: rozbebeszone lodówki, podium, klatki, dziesiątki okien z kolorowymi nutkami na szybach i przedmiot przyciągający szczególną uwagę – ogromna drewniana skrzynia z odbitym ekslibrisem przedstawiającym dwie żyrafy i napisem: „R-DAM”.
W trawie walają się pojedyncze plastikowe krzesełka zapełniające niegdyś cyrkowe loże. Dwie ostatnie wiaty są już tylko wielotonową kupą betonowego gruzu. Warsztaty samochodowe niedawno się spaliły. Jeden z hangarów wynajmuje firma produkująca okna dachowe. Sala gimnastyczna otoczona jest gęstym żywopłotem z pokrzyw. Parterowy budynek lecznicy dla zwierząt przesłaniają coraz wyższe krzaki i drzewa. Małą arenę porósł dorodny bluszcz; wygląda teraz jak dobrze zamaskowany obiekt wojskowy. Stare stajnie mają powybijane szyby i odrapane ściany.
Dalej stoją dziesiątki pustych klatek z przymocowanymi do nich tabliczkami z coraz mniej czytelną nazwą zwierzęcia. W niespodziewanie dobrym stanie zachowała się tylko duża arena.