Na film „Nieodwracalne” udałem się zwabiony aurą skandalu oraz z pyszałkowatym, a też pełnym szlachetnej nadziei przeczuciem, że prawie na pewno pod skandalizującą otoczką kryje się dzieło jeśli nie wybitne, to przynajmniej interesujące. Wzmacniały mnie w moich przeczuciach i nadziejach dwa wyraziście z przeszłości zapamiętane, choć ma się rozumieć skrajnie różne, przypadki, kiedy także recepcji publicznej towarzyszył skandal, kiedy też ludzie z kina wychodzili, kiedy też na ekranie działy się rzeczy graniczne, ale filmy, o które szło, były po prostu filmami nadzwyczajnymi.
Polityka
5.2003
(2386) z dnia 01.02.2003;
Pilch;
s. 94