Archiwum Polityki

Godzinki

Kiedy dwadzieścia siedem lat temu zaczął latać Concorde, wydawało się, że trasa do Australii będzie dla tej konstrukcji okazją do popisu. Okazało się jednak, że kraje, nad którymi Concorde miał latać, zaprotestowały (rzekomo z powodu hałasu, a naprawdę wskutek zagrożenia konkurencją). I tak kilka niedobitków z pokolenia transportowców ponaddźwiękowych lata wyłącznie na trasie z Europy (a ściślej Londynu i Paryża) do Nowego Jorku. Ludność Nowego Jorku jest w przybliżeniu tak wielka jak ludność całej Australii, jest jednak zamożniejsza i o wiele częściej się przemieszcza. Dzięki temu jest w stanie wypełnić przynajmniej częściowo stuosobowy samolot z miejscami pierwszej klasy.

W Australii przeczytałem w prasie informację o tym, że koncern Boeinga zrezygnował z budowy samolotu, który miał latać z szybkością ponaddźwiękową, a więc około dwustu kilometrów na godzinę szybciej aniżeli tradycyjne odrzutowce. Projekt zarzucono, ponieważ nie wzbudził dostatecznego zainteresowania wśród nabywców. Dwieście kilometrów na godzinę więcej stanowi sukces techniki, ale jako pasażer wahałbym się z dopłatą do biletu. Prędzej gotów byłbym dopłacić do szerszego fotela w samolocie niż do tej godziny oszczędzonej w trakcie lotu do Kalifornii.

Myślę ze współczuciem o dzielnych inżynierach, którzy na próżno rysowali nowe detale przyszłego samolotu, ale z drugiej strony myślę, że ta godzinna oszczędność lotu może zostać (i została) przekreślona decyzją jednego urzędnika, który po ataku na nowojorskie wieżowce zarządził, by ze względu na wzmożoną kontrolę bagażu pasażerowie przyjeżdżali na lotnisko o godzinę wcześniej. Wydaje mi się czymś zabawnym, że godzina godzinie jest nierówna, ale dla pasażera to to samo: siedzieć krócej w samolocie, a dłużej na lotnisku czy odwrotnie (jak na razie po prostu tu i tu musimy siedzieć dłużej).

Polityka 5.2003 (2386) z dnia 01.02.2003; Zanussi; s. 97
Reklama