Oczym się dziś mówi? Ano o tym, o czym dawniej nawet milczeć nie wypadało. Zainteresowanie powszechne skupia się na płaskim brzuszku piosenkarki, uroczym dementi. Adresowanym do dementów, którym ośle uszy poróżowiały z emocji. Tematem dnia staje się występ Ich Troje; aprobata-song wyśpiewany pod brzęk kolczyków Keine Grenzen. To po to przez tyle lat walczyliśmy, by nikt nie zakwestionował granicy na Odrze i Nysie, żeby dwupaszportowiec pozwalał sobie na taką bezgraniczną bezczelność? Panie pośle Giertych, larum grają, a ty śpisz!
O biznesmenach też się mówi, a jakże. Przychodzi biznes do ważnego urzędu, kładzie na biurku walizę.
– Panie – słupieje urzędnik. – Zabierz pan to! – Dla mnie to jest portmonetka – wyjaśnia interesant.
Na ulicy plotki polatują jak jaskółki przed ulewą. – Słyszałeś – znajomek pyta znajomka. – Karolka posadzili. – Jak to posadzili? Przecież ten gościu, co stoi na światłach w Toyocie to Karolek. – Hm... Może on jeszcze nie wie, że siedzi?
Afery, przekręty, korupcyjne podchody... W odległej już epoce nazywano to panamą.
Przyglądam się temu, wdycham powietrze przesycone podejrzeniami i obmową, tęskniąc za odmianą. Ale na to trzeba cudu. Opowiadano mi kiedyś, jak to spotkało się dwóch wyznawców konkurujących ze sobą cadyków.
– Mój cadyk z jednej ryby, zwykłego karpia wygospodarował dwieście porcji. Jedliśmy aż nam ciekło po brodzie. To był cud, najcudowniejszy z cudów.
– To jeszcze nic. Mój cadyk grał w karty. Jeden z grających zawołał: Wygrałem! I pokazał cztery asy. Wtedy cadyk uśmiechnął się i pokazał pięć asów. To rozumiem: cud.
– Przecież w talii nie ma pięciu asów, to niemożliwe.