Archiwum Polityki

Manifest kapitalistyczny

W klimacie Pierwszego Maja, święta pracy, warto odnotować rewolucję, jaka się u nas dokonała. Już ponad 7 mln osób – blisko dwie trzecie ogółu zatrudnionych – pracuje w którymś z 3 mln małych przedsiębiorstw. To one tworzą 55 proc. produktu krajowego brutto. To one, od dołu, od korzeni, budują w Polsce ludowy kapitalizm. Zresztą w całym rozwiniętym świecie małe firmy stały się dziś podstawą wielkich gospodarek. W Unii Europejskiej zakładów zatrudniających ponad 250 osób jest mniej niż 1 proc. Pod tym względem u nas jest już podobnie, pod innymi – niestety – ciągle nie. Co trzecia nowa firma w Polsce pada przed upływem roku od zarejestrowania, zaś w ostatnich latach – według GUS – więcej małych przedsiębiorstw znika z rynku, niż się na nim pojawia. Widomy to znak, że więcej niż zachęt jest kłód rzucanych pod nogi. A przecież to właśnie w drobnych przedsiębiorcach pokładaliśmy nadzieje na skuteczniejszą niż do tej pory walkę z bezrobociem. Wielu z nich mówi nam, że czują się jak ścigany jeleń. I to nie konkurencja poluje na nich nieustannie, ale państwo.

Walka klas

Anna i Zbigniew W., właściciele łódzkiej firmy odzieżowej. Firma ma doskonałą pozycję na rynku, dynamicznie się rozwija, a państwo W. czują się tak jak prywaciarze za komuny. – W dużych firmach, gdzie własność jest rozproszona, tego się nie czuje, ale w małych i średnich nieustannie trwa walka klasowa – konstatuje Zbigniew. – Właściciela traktuje się jak krwiopijcę, który wykorzystuje klasę robotniczą. W urzędach czuję się podejrzany, że oszukuję, nie płacę podatków i generalnie ma mi się za złe, że stać mnie na więcej. Prawda zaś jest taka, że to właśnie państwo nieustannie oszukuje mnie.

Dowiedzieli się, że pracownik, który przebywał na zwolnieniu lekarskim, za które płaci mu właściciel firmy, pracuje na czarno u konkurencji. Anna zadzwoniła do ZUS z prośbą o zweryfikowanie zwolnienia. Podała nazwę firmy i rodzaj pracy, którą wykonuje tam ich pracownik. Po kilku dniach pani z ZUS stwierdziła, że tamci odpowiedzieli, iż to nieprawda. Nikt nie usiłował sprawdzić, bo nieprzyjemnie jest gnębić pracownika.

W. nie potrafią zapomnieć upokorzenia, jakie przeżyli, gdy zatrudniali kilka nowych osób. Zanim podpiszą umowę na czas nieokreślony, zwykle przez pierwsze trzy tygodnie przyjmują na zlecenie, aby sprawdzić, czy kandydat im odpowiada. Wpadła kontrola Państwowej Inspekcji Pracy i okazało się, że dwie z nowo przyjętych osób są zarejestrowane jako bezrobotne. Nikt nie miał pretensji do nich, że nie zawiadomiły urzędu pracy, iż znalazły zatrudnienie, wszystko skupiło się na pracodawcy.

Jak miałam zawiadomić, skoro sama o tym nie wiedziałam? – pyta Anna W. Okazało się, iż grozi jej adnotacja w papierach, że jest karana. Prawnik poradził jej, żeby nie usiłowała dowodzić przed kolegium swoich racji, lecz złożyła samokrytykę i sama wymierzyła sobie karę, co przychylnie usposobi do niej urząd.

Polityka 17.2001 (2295) z dnia 28.04.2001; Raport; s. 3
Reklama