Mieszkałem na miasteczku AGH przez 5 lat studiów i było to tylko 2 lata temu. Cieszy mnie fakt, że wprowadzono na niewielką skalę sprawiedliwość społeczną, wymagając zaświadczeń od US. Z drugiej strony handel w akademiku na pewno nie ustanie. Ja nie zajmowałem się małym biznesem. Brzydzę się takim kombinatorstwem. Owszem, czasem byłem klientem, bo jak po wódkę masz biec 3 przecznice czy 3 piętra, to się nie zastanawiasz, co wybrać. Niełatwo utrzymać kręgosłup moralny. Nie pochodzę z zamożnej rodziny, więc od III roku zacząłem pracować zawodowo. (...) Ominęło mnie wiele imprez, nie posmakowałem wszystkich aspektów życia studenckiego (rajdy), ale to poświęcenie pomogło mi w znalezieniu się na rynku pracy. Coś za coś. Niech inni kombinują. Winna jest nie tylko ogólna sytuacja ekonomiczna, ale także brak pomocy rządu. Nie ma tanich kredytów dla studentów jak w USA.
Misiek
•
Mieszkałem na miasteczku dwa lata (94/95 i 95/96), przez cały czas w Olimpie. Przez trzy kolejne byłem stałym bywalcem, bo robiłem tzw. laborki z hydromechaniki za kasę tym, którzy albo nie mieli czasu, albo ochoty. Obserwowałem rozkwit i upadek kolejnych melin, punkty, w których podrabiano pieczątki, zaświadczenia i inne dokumenty. Ostatnio spotkałem ogłoszenie władz uczelni o zawieszeniu prawa do miejsca w akademiku na rok dla gościa, który w pokoju hodował marihuanę. Przeładowane pokoje (tzw. legalni waleci) były przyczyną wynajdywania sobie różnych dziwnych miejsc, w których uprawiało się seks – kuchnia była tu na porządku dziennym. Jeśli dodać do tego karaluchy, Janosika o północy i codzienne kawalkady „Wiecznie Naj(...)anych i Głodnych” (WNiG – kto studiował na krakowskiej AGH, ten wie, o co jeszcze chodzi) wyłania nam się pełny obraz życia studenckiego na miasteczku.