Archiwum Polityki

Metoda Millera

Leszek Miller miał trzy cele: stworzyć szeroką lewicową koalicję, wygrać wybory, utworzyć rząd. Dwa pierwsze osiągnął, trzeci ma w zasięgu ręki. Z rzecznika PZPR-owskiego aparatu wyrósł na przywódcę socjaldemokracji, najsilniejszego ugrupowania politycznego. Czy z posła o dziwnym ironiczno-cynicznym uśmieszku i skłonności do rubasznych metafor wyrośnie mąż stanu?

Gdyby po wyborach 1991 r. powiedzieć komuś, że za lat dziesięć Leszek Miller zostanie premierem, każdy popukałby się w głowę. Jeżeli nawet były sekretarz KC PZPR nie był wtedy politycznym trupem, to rokowano mu rychły zgon. Mówiłeś „beton”, myślałeś „Miller”. Mówiłeś „Miller”, myślałeś „moskiewska pożyczka”. Miller – obrońca obecności w Polsce Armii Sowieckiej, zajadły krytyk III RP. Kiedy wchodził na sejmową mównicę, posłowie prawicy wychodzili z sali. Przed mikrofonem butny, w parlamentarnej restauracji – szerokim łukiem omijany przez dziennikarzy i polityków. W tym i przez Włodzimierza Cimoszewicza, którego niedawno wskazał jako przyszłego ministra spraw zagranicznych.

Powiedział kiedyś, że ma problem z neutralnym wyrazem twarzy. Dziennikarze pytali, skąd u niego cały czas ten ironiczno-cyniczny półuśmiech. Obiecał, że popracuje nad mimiką, ale dodał, że kiedy się bardzo stara, to wychodzi na ponuraka. Nadal nie odniósł pełnego sukcesu. Firmowy uśmiech pojawia się, gdy słyszy pytanie, co by powiedział swoim przeciwnikom, dla których jego premierowanie to ponury żart historii. Jest sobota, późny wieczór w opustoszałej o tej porze siedzibie SLD przy ul. Rozbrat. Przed gabinetem amerykańska tablica informacyjna „Parking tylko dla demokratów”, na ścianie plakat wyborczy, na etażerce z książkami wyeksponowany album poświęcony dwudziestoleciu prymasowskiej posługi Józefa Glempa i jedno z dzieł Grzegorza Kołodki. Przewodniczący jak po każdym pytaniu chwilę milczy, odpowiada z półuśmiechem: – Mieli wszystkie szanse, żeby do tego nie dopuścić. Mieli ogromną przewagę, poparcie i zaufanie społeczne. Niech nie patrzą na mnie, niech popatrzą na siebie.

Krótka riposta, z których znany jest Miller.

Polityka 40.2001 (2318) z dnia 06.10.2001; Kraj; s. 20
Reklama