Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Harkis i inni

I oto 25 września nastąpiło wreszcie wiekopomne zadośćuczynienie. Harkis przeproszeni zostali w imieniu wspaniałomyślnego narodu francuskiego przez prezydenta Jacquesa Chiraca. W całym kraju odbyły się stosowne uroczystości, rozdano medale i dyplomy. Pięknie było i podniośle. Kim są harkis? – By odpowiedzieć na to pytanie, cofnąć się musimy prawie pięćdziesiąt lat. W 1954 r. w Algierii, będącej konstytucyjnie integralną częścią Francji (nie żadną tam kolonią!), organizować się zaczyna mający początkowo terrorystyczny charakter ruch narodowo-wyzwoleńczy. Nie reprezentuje on bynajmniej całego muzułmańskiego społeczeństwa. Większość pozostaje obojętna. Znaczna część, zwana harkis, sympatyzuje i czynnie współpracuje z francuskimi władzami. To przeciw nim przede wszystkim zwraca się od początku FLN (Front Wyzwolenia Narodowego) deklarując, że wobec kolaborantów i zdrajców będzie bezlitosny. Słowa dotrzymuje. Francuzi giną od bomb, ujęci harkis w najwymyślniejszych męczarniach. Nie sposób przy tym przestać być harkis – nieliczni z nich, którzy przechodzą na stronę narodowców, traktowani są z najwyższą nieufnością i wkrótce najczęściej fizycznie eliminowani.

Tymczasem FLN rośnie w siłę. Krwawe zamachy stają się chlebem powszednim. Francuzi reagują z bezprzykładną brutalnością. Żeby wykryć i rozbić konspiracyjne struktury przeciwnika, posuwają się do tortur i masowych, przeprowadzanych często na ślepo egzekucji. Dla harkis nie ma już odwrotu. Nieodwołalnie przekraczając Rubikon wstępują masowo do francuskiego wojska i organów porządkowych, wspierają administrację i służby specjalne. W 1958 r. wydaje się, że podziemie zostało zgniecione, a FLN poniósł ostateczną klęskę.

Polityka 40.2001 (2318) z dnia 06.10.2001; Stomma; s. 98
Reklama