Archiwum Polityki

Simpatico

[dla najbardziej wytrwałych]

Tytuł jest sympatyczny, aktorzy renomowani (Jeff Bridges, Nick Nolte, Sharon Stone), ponadto wspaniały koń, a film raczej marny. Co dziwne sztuka pod tym samym tytułem, pióra Sama Sheparda, cieszyła się w teatrach sporym powodzeniem, również w Polsce. Ale z dobrego dramatu nie zawsze powstaje dobry film, prawdę mówiąc, zdarza się to niezmiernie rzadko. Tutaj w dodatku reżyserowi Matthew Warchusowi, mającemu znaczące osiągnięcia teatralne, zabrakło zdecydowania – czy zrywać zupełnie z pierwowzorem literackim, czy też dochować wierności oryginałowi. Niestety, wierność pół na pół z reguły nie jest nic warta. W rezultacie powstała dość mętnie przedstawiona opowieść o dwóch byłych przyjaciołach, która zaczyna się w momencie ich ponownego spotkania. Do którego dochodzi w okolicznościach dramatycznych: oto ten, któremu się w życiu najwyraźniej nie powiodło (zapijaczony lump), dzwoni do tego, któremu się powiodło (właściciel stajni i tytułowego ogiera Simpatico), prosząc, a właściwie każąc natychmiast przyjeżdżać, gdyż w przeciwnym razie wymiar sprawiedliwości może się dowiedzieć o ich grzeszkach z młodości. Telefon przynosi natychmiastowy skutek, co pozwala nam domyślać się, że więzy łączące przyjaciół mają szczególny charakter – i tak jest w istocie, o czym dowiemy się z następujących po sobie retrospekcji. Jak się wyjaśni – choć może nie wszystko wyda się widzowi w tej historii klarowne – w przeszłości zrobili „przekręt” na wyścigach konnych, w czym pomogła im jeszcze dziewczyna, obecnie żona właściciela Simpatico. Minęły lata, ale cały trójkąt sprawia wrażenie wciąż połamanego, a jest jeszcze czwarty bohater – policjant, który został ofiarą ich tricku (w tej drugoplanowej roli jak zwykle świetny Albert Finney).

Polityka 33.2000 (2258) z dnia 12.08.2000; Kultura; s. 43
Reklama