Zbrodnie dzieci i młodzieży stanowią przedmiot najżywszej troski wszystkich społeczności. Czy to tylko przypadek, że w krajach tak różnych jak Polska, Hiszpania i Japonia w tym samym czasie nastolatki zamordowały obcych zupełnie ludzi, by poznać uczucia i wrażenia, które towarzyszą tej najokrutniejszej ze zbrodni?
Wszędzie też od czasu do czasu odzywają się jednako brzmiące głosy: surowiej karać, obniżać granicę wieku pełnej odpowiedzialności sądowej, więcej izolacji od środowiska, mniej łagodności, zrozumienia i wybaczenia. Opinie polityków osaczonych przez wyborców różnią się tu zasadniczo od stanowiska psychologów, wychowawców i sędziów. Pierwsi żądają twardości, drudzy powtarzają: młodość ma swoje szaleństwa, dojrzałość przynosi zmiany, niejeden nastolatek wraz z upływem czasu przeobraża się nie do poznania.
Uczucia zemsty, oburzenia i zagrożenia są złym doradcą i nie mogą zdominować przemyśleń, doświadczeń i dorobku pedagogiki. Wychowawcy i sędziowie wiedzą też dobrze, jaki udział w przestępczości najmłodszych ma świat dorosłych: szkoła, dom rodzicielski, TV, środowisko, nędza, upadek dotychczasowych wartości.
Trudno wyważyć racje i postawy w kraju takim jak Polska. Populacja wieku 13–17 lat stanowi u nas zaledwie 5 proc. mieszkańców, ale jej udział w przestępstwach jest trzy razy wyższy, a w niektórych grupach (włamania, kradzieże, rozboje) sięga nawet 30–40 proc. („Atlas przestępczości w Polsce”, Instytut Wymiaru Sprawiedliwości, 1999). Wśród ogółu podejrzanych o zabójstwa liczba nieletnich sięga 6 proc. (dane z 1997 r.), a to w skali roku daje kilkadziesiąt przypadków.
Sejm pod niewątpliwym naciskiem opinii publicznej wprowadził do kodeksu karnego z 1997 r.