Któregoś dnia zawitała do redakcji w pewnej sprawie doktorantka historii. Zapytaliśmy naturalnie, czy złożyła już aplikację na nasze stypendium. – E, kto by tam dał stypendium historykowi – odpowiedziała zdesperowanym tonem. – To wasze hasło: „Zostańcie z nami”. Wiadomo, że historyk to pasjonat, zostanie na uczelni i bez stypendium. Chcecie pewnie zatrzymać chemików, informatyków, to ich wyciąga z Polski Zachód.
Chcielibyśmy wesprzeć i historyków, i informatyków. Bez różnicy, bez dzielenia na dziedziny przyszłościowe i archaiczne. Albowiem naszą intencją jest nie tylko proste powstrzymanie kilku wybitnych talentów przed wyjazdem za granicę. Przeciwnie, namawiamy niezmiennie: jedźcie, patrzcie, zwyciężajcie i tam. Ale wracajcie pracować naukowo i uczyć na polskich uczelniach. To właśnie stan dydaktyki budzi dziś największy niepokój: ta lawinowo rosnąca liczba studentów i te kompromitująco marne wynagrodzenie oferowane młodym naukowcom.
Cieszy więc, gdy nasze intencje są trafnie odczytywane przez kolejnych fundatorów. Pierwszą deklarację złożyła firma doradztwa personalnego Horton International. Zajmuje się ona połowem najlepiej wykształconych i utalentowanych absolwentów na intratne posady w biznesie, więc raczej powinna kierować się hasłem „rzućcie to wszystko w diabły”. – Odczuwamy potrzebę działalności pro publico bono, a zarazem traktujemy przyłączenie się do akcji „Polityki” jako długoterminową inwestycję w naszych potencjalnych kandydatów – wyjaśnia pozorny paradoks Robert Koński. – W Polsce zbyt wiele osób wykonuje pracę, której nie lubi, w której znalazły się przypadkiem. Jeśli możemy zatrzymać na uczelniach wartościowych ludzi, którzy chcą świadomie, z pasją poświęcić się karierze naukowej, to ich entuzjazm będzie zaraźliwy dla studentów.