Archiwum Polityki

Pod wiatr

Mieszkający w Olsztynie 39-letni Karol Jabłoński jest żeglarzem i bojerowcem. – Niewątpliwie Karol ma bardzo mocną pozycję w międzynarodowym światku – potwierdza Mateusz Kusznierewicz, mistrz olimpijski z Atlanty, czwarty zawodnik ostatnich igrzysk w Sydney w klasie Finn. – A już jeśli chodzi o bojery, to powiedziałbym, że jego czyny są nie do powtórzenia.

Ztego, co się latem zarobi na żaglówkach, zimą można trochę wydać na bojery – mówi Karol Jabłoński. Polski Związek Żeglarski tylko częściowo partycypuje w kosztach uczestnictwa olsztynianina w międzynarodowych imprezach bojerowych. W tym roku dorzucił trochę pieniędzy sponsor.

Starty w zawodach bojerowych to coś, czego wyczynowo nie robi żaden inny żeglarz ze światowej czołówki. Zanim nastaną pierwsze mrozy, Jabłoński zaczyna dłubać przy swoich bojerach. Szykować żagle, maszty, płozy. W minionym sezonie po raz szósty został mistrzem świata. – Nie wierzę, żeby ktoś kiedykolwiek poprawił osiągnięcie Karola – twierdzi Piotr Burczyński, wybitny polski żeglarz lodowy, wielokrotny mistrz Polski w bojerach.

Jabłoński wygrał w tym roku trzy najważniejsze imprezy bojerowe: mistrzostwa Europy i świata oraz Puchar Ameryki. Amerykanie oglądali jego bojer ze wszystkich stron. Szukali przyczyn dominacji Polaka. – Specjalnych tajemnic nie mam – mówi sześciokrotny mistrz świata.

Pierwszy tytuł mistrza świata Karol Jabłoński zdobył startując w barwach Niemiec. – Wyjechałem w 1986 r., bo w Polsce trenerzy żeglarskiej kadry powiedzieli mi, że nie rokuję nadziei – tłumaczy Karol Jabłoński. – Na dodatek mówili o mnie, że jestem konfliktowy. Fakt, notorycznie miałem inne niż oni zdanie. W Niemczech harowałem jak wół po to, żeby zarobić na utrzymanie rodziny i żeby uprawiać sport – żeglarstwo, bojery.

Miałby więcej bojerowych tytułów mistrzowskich, bo był wtedy najszybszy na świecie, ale nie miał pieniędzy na wyjazdy do USA czy Rosji. Po sześciu latach wrócił znowu na Mazury. Była jesień, bardzo piękna mazurska jesień. – Wzięło mnie. Szczerze mówiąc nie przypuszczałem, że aż tak mnie weźmie.

Polityka 14.2001 (2292) z dnia 07.04.2001; Społeczeństwo; s. 80
Reklama