Dzieliłem się w zeszłym tygodniu radością, a czasem też rozczarowaniem płynącym z lektur spóźnionych. W pierwszym odruchu skupiłem wszystkie myśli na książkach powtórnie przeczytanych, a tymczasem można myśl pociągnąć dalej, chwaląc lektury odkryte ze spóźnieniem. W odniesieniu do literatury pięknej jest to obszar odkryć oczywistych, ale istnieje jeszcze większe pole odkryć w sferze lektur z dziedzin naukowych. Przyzwyczajeni za młodu do pewnych zapatrywań, które formują różne dyscypliny, tracimy świeżość zdziwienia w obliczu poglądów oczywistych, jeśli jednak uda nam się zachować umysł nieskażony wiedzą, to zdziwienie w wieku dojrzałym jest tym bardziej radosne i twórcze.
Jeden z wybitnych twórców widowiska, wychowany w okowach marksizmu, w zupełnie dojrzałym wieku po raz pierwszy przeczytał Freuda i nagle z dziecinną radością powiązał ze sobą szereg faktów, które przedtem uważał za niezrozumiałe. Nie chcę wnikać, jak taka spóźniona lektura zaowocowała w pracy twórczej, byłem natomiast świadkiem rodzenia się twórczej refleksji nad czymś, co dla ludzi obytych w latach szkolnych z pojęciem podświadomości było oczywistością.
Jako człowiek po studiach ścisłych odkrywam dziś lektury zapewne dla wielu zupełnie oczywiste, dla mnie natomiast dzięki niewiedzy zupełnie nowe i świeże. Mam przed sobą opasły tom studiów głośnego ponoć socjologa z Francji Pierre’a Bourdieu. Tom zatytułowany „Rozróżnianie” (La distinction) opisuje wiele z tego, o czym myślę, zbierając w sposób niesystematyczny spostrzeżenia na temat społeczeństw, w których żyję.
Potrzeba odróżnienia, potrzeba wskazania innym, że jesteśmy lepsi.