W lutym 2000 r. Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska w Łodzi kupił od dwóch prywatnych osób 228 tys. akcji Banku Częstochowa, przepłacając w stosunku do ówczesnego kursu giełdowego blisko 2 mln zł („Kto tak pięknie gra?”, POLITYKA 51/2000). Gdy sprawa wyszła na jaw, władze Funduszu podjęły decyzję o odsprzedaniu papierów. Rada nadzorcza postawiła jednak warunek, że akcje mają zostać sprzedane bez straty dla Funduszu (powyżej 33,60 zł). W czasie kryzysu banku cena jego walorów spadła do kilkunastu złotych. Mimo to prezes Funduszu Marek Kubiak przekonywał, że znalazł kupca – miał nim być prezes częstochowskiej firmy L. W artykule szukaliśmy odpowiedzi na pytanie, dlaczego miałby on kupować akcje sam na tym tracąc?
Odpowiedź otrzymaliśmy dopiero, gdy prezes Kubiak pożegnał się ze swoją funkcją. Otóż Fundusz chciał objąć pakiet kontrolny akcji Banku Częstochowa. Nie mając zgody Urzędu Nadzoru Bankowego nie mógł jednak dokonać tego sam. Pod koniec 1999 r. przekazał więc firmie L. 23,9 mln zł zabezpieczonych wekslami na zakup papierów. Mimo że transakcja została przerwana, firma L. nie zwróciła Funduszowi pieniędzy. Tymczasem jej prezes odkupił jednak od WFOŚ 86 tys. akcji, płacąc za nie co najmniej 2,8 mln zł. Transakcją zajęła się Prokuratura Rejonowa Łódź-Polesie. Na wniosek rady nadzorczej WFOŚiGW prokuratura sprawdzi również, czy inne dokonane przez zarząd Funduszu w latach 1999–2000 inwestycje kapitałowe nie spowodowały strat finansowych.
Do sprawy Funduszu powróciliśmy w związku z pożyczkami o łącznej wysokości 10 mln zł, udzielonymi dwóm firmom związanym z Kazimierzem Grabkiem na budowę jednego Zakładu Utylizacji Odpadów Poubojowych w Zgierzu („Kości w galarecie”, POLITYKA 7). W związku z podejrzeniem wyłudzenia pożyczek z WFOŚiGW sprawą zajęła się – dołączając ją do innych wątków związanych z WFOŚiGW – łódzka Prokuratura Okręgowa.