Archiwum Polityki

Gdzie tu kozetka?

[dla koneserów]

Marnotrawna córa powraca do domu – z brzuchem tudzież z narzeczonym, którego nie zdążyła przedstawić rodzicom. Po prawdzie trudno się dziwić, zważywszy obojętność, z jaką jest witana. A może raczej elementarną trudność okazywania uczuć, na którą wyraźnie cierpi rodzina ze sztuki Jona Fossego, norweskiego dramatopisarza zyskującego popularność w Europie. Widowisko na małej scenie warszawskiego Współczesnego składa się nieomal w całości z bąknięć, mruknięć i powtarzanych w kółko oklepanych zwrotów, komponujących się w swoistą symfonię niezręczności i zakłopotania. Agnieszka Glińska wnikliwie czytając te mruknięcia, precyzyjnie i w miarę bogato charakteryzuje pozatrzaskiwanych w sobie, nieśmiałych do obłędu ludzi: kanciastego ojca (Leon Charewicz), nienaturalną w każdym słowie matkę (Maria Mamona), dzieciuchowatą siostrę (Monika Kwiatkowska), kumpla z dzieciństwa (Przemysław Kaczyński), który – jako swój – przynajmniej na chwilę rozładowuje napięcie. Na tle mruków pozorna normalność przybyszy: histerycznej Beate (Monika Krzywkowska) i jej śmiertelnie biernego absztyfikanta (Piotr Rękawik) nie jest żadną wartością. I oni nie mają sobie nic do powiedzenia, a wymyślanie imienia dziecku (sztuka nosi tytuł „Imię”) jest jedynym nędznym znakiem ich uczuć. Glińska utrzymuje spektakl w tonie czystego realizmu, nieco zapominając, że Fosse jest poetą, a jego dialog (bez znaków przestankowych) zawiera językowe gry formalne: rytm, refreny. Bez nich widowisko grzeszy monotonią, a widz zanurzony w „zwykłym życiu”, słysząc po raz setny, że ktoś zaraz pójdzie się położyć, sam rozgląda się za wersalką. Nie przeszkadza mu to jednak docenić konsekwencję, niebanalność spektaklu – i dobrą grę aktorów, zwykle chowanych we Współczesnym do drugiego rzędu.

Polityka 16.2001 (2294) z dnia 21.04.2001; Kultura; s. 44
Reklama