Archiwum Polityki

Doktor na wizytówce

Drukujemy dziś kolejne głosy w dyskusji, której temperatura nie słabnie od kilku tygodni. Zainicjowaliśmy ją Raportem „Desperados” (POLITYKA 10), zobowiązując się jednocześnie do fundowania stypendiów młodym, wybitnym naukowcom. Do naszej akcji przyłączają się kolejni fundatorzy. Tymczasem czytelnicy zwracają uwagę na wiele wadliwych, nieraz graniczących z absurdem, reguł finansowania polskiej nauki.

Desperados to nie tylko młodzi naukowcy, ale większość pracowników naukowo-dydaktycznych, także wielu profesorów. W pierwszej połowie lat 90. młodzi ludzie kierowali się przede wszystkim do biznesu i tam znajdowali pole dla działania. O łączeniu doświadczeń zawodowych z badaniami naukowymi mało kto wtedy myślał. Pod koniec poprzedniej dekady ten proces osłabł i coraz częściej do mnie i moich kolegów zwracają się pracownicy różnych przedsiębiorstw i instytucji wyrażając chęć wykorzystywania swych doświadczeń biznesowych w pracy nad doktoratami. Trudno jednak stwierdzić, w jakim stopniu wynika to z rzeczywistej potrzeby samokształcenia, a w jakiej mierze jest wynikiem potrzeby dowartościowania się i uzyskania lepszej pozycji w swym środowisku, jeśli na wizytówce przed nazwiskiem pojawi się „dr”. Jednak efektywność studiów doktoranckich, mierzona liczbą ukończonych doktoratów, jest niezbyt duża.

Co jakiś czas publikowane są w prasie rankingi wybranych grup społeczno-zawodowych pod względem prestiżu społecznego i wysokości zarobków. Łatwo zauważyć tu silną zależność odwrotną – im bardziej poważany społecznie zawód, tym niżej sytuuje się on w rankingu dochodów.

Nie wspomnę tu wysokości swej pensji na uczelni, gdyż mógłby to przeczytać któryś z moich studentów i straciłbym osiągnięty przez lata (mam nadzieję) autorytet. Dużym zagrożeniem dla polskiej nauki jest coraz mniejsze zainteresowanie pracowników naukowych prowadzeniem badań, a coraz częstsze podejmowanie pracy w uczelniach prywatnych. Widok profesorów objuczonych stosami materiałów dydaktycznych, którzy z obłędem w oku przemierzają nasz kraj wzdłuż i wszerz, jest przygnębiający.

Polityka 16.2001 (2294) z dnia 21.04.2001; Społeczeństwo; s. 80
Reklama