Archiwum Polityki

Pić się nie chce

W historii rozziew między Wschodem a Zachodem był widoczny nawet w codziennej rachubie dni. Po rewolucji cerkiew prawosławna (a ściślej sterujące nią państwo) nie przyjmowała do wiadomości zachodniej reformy kalendarza, jako że autorem jej był rzymski papież, a więc z cerkiewnej perspektywy schizmatyk (nie mylić z heretykiem). Dziś powszechna niewiedza w materii teologii często traktuje wymiennie te bardzo różne epitety. Po rewolucji kalendarz się zmienił i Rosja żyje dziś równo z Zachodem. Przyznam się jednak, że nie wiem, czy zmiany dokonali bolszewicy, czy może nastąpiła już po lutowym przewrocie. Spodziewam się, że ktoś z czytelników rychło przyśle mi e-mail w tej sprawie potwierdzając zasadę, że w dzisiejszym świecie erudycja jest po stronie czytelników, a nie po stronie autorów.

Chętnie snułbym dalsze rozważania na temat zawarty w ostatnim zdaniu, a tymczasem Wielkanoc za pasem i w dodatku świeżo wróciłem ze Wschodu (ściślej z Moskwy) i cieszę się z góry, że w tym roku wyjątkowo Wielkanoc prawosławia spotyka się z naszą (naszą to znaczy łacinników). Cerkiewne święta w dalszym ciągu ignorują papieską reformę kalendarza, ale astronomiczny cykl wyznaczania Wielkanocy co kilkanaście lat daje poczucie jedności wśród podzielonych chrześcijan.

A Moskwa trochę podobnie jak Stany zmienia się błyskawicznie. Stare miasta Europy: Londyn, Monachium czy Paryż, robią wrażenie miejsc trwałych, ilekroć je odwiedzam wydaje mi się, że nie wyjeżdżałem. Z miast zachodnich tylko Berlin i Warszawa stały się placem budowy. W Stanach natomiast wiecznie wszystko rośnie i wiecznie wszystko się zmienia. A w Moskwie jakby podobnie.

Polityka 15.2001 (2293) z dnia 14.04.2001; Zanussi; s. 113
Reklama