Archiwum Polityki

Nie, bo nie

Leszek Miller o parlamentarnej opozycji stale mówi: histeryczna, lecz kwintesencją stylu premiera było niewątpliwie sejmowe wystąpienie w obronie ministra skarbu Wiesława Kaczmarka, kiedy to Rokitę nazwał „utalentowanym facecjonistą ze skłonnościami do histerycznych uniesień i przeróżnych krętactw”. Opozycja często sięga do podobnego słownika.

Merytoryczna zawartość tej wypowiedzi jest oczywiście żadna, sponiewierać politycznego przeciwnika to sztuka niewielka, ale też wniosek o odwołanie ministra był dość zdumiewający. Gdyby odwoływać za to, że nie prywatyzuje, że nie wiadomo, jaką politykę prowadzi, to można byłoby wniosek o wotum nieufności zrozumieć. Odwoływanie za zmianę zarządu jednej, nawet ważnej, spółki Skarbu Państwa było gestem raczej rozpaczliwym, świadczącym o politycznej niemocy.

Leszek Miller miał sporo racji mówiąc, że złożono go w tym celu, aby na chwilę zaistnieć na telewizyjnym ekranie – więcej, żeby w ogóle zaistnieć.

Polskim kłopotem, powracającym nieodmiennie od 1990 r., kiedy już minął czas wspólnego prawie całemu Sejmowi przekonania, że dokonuje wielkiego dzieła reformy państwa, jest bowiem to, że kolejne ekipy dochodzą do władzy nieprzygotowane do objęcia rządów. Zaś ci, którym przychodzi zasiąść w opozycyjnych ławach, mają problem z określeniem swego miejsca, sposobu działania i stylu opozycyjności: albo siedzą w poczuciu bezsilności jak Unia Wolności w latach 1993–1997, kiedy to była małą wysepką wśród koalicyjnego morza SLD-PSL, albo krzyczą: nie, bo nie.

Gdy spojrzeć wstecz, łatwo zauważyć, jak wielką rolę w niszczeniu jakiej takiej zgody co do kierunku polskich przemian odegrał Parlamentarny Klub Lewicy Demokratycznej w Sejmie kontraktowym, który w ostatnim roku działalności zajął się głównie ściganiem Leszka Balcerowicza za tak zwaną aferę alkoholową. Podobnie jak ludowcy – walczący z prywatyzacją. Po objęciu władzy okazało się, że żadne z tych ugrupowań nie ma alternatywnego programu i kontynuuje politykę poprzedników (bo taka już natura polskich przemian). Ale co naszkodzono, to naszkodzono.

W czasach rządów AWS socjaldemokraci przyjęli zasadę totalnej krytyki każdego przedsięwzięcia rządu Jerzego Buzka (tak im to już zostało: rządu Buzka dawno nie ma, a oni nadal krytykują).

Polityka 5.2002 (2335) z dnia 02.02.2002; Kraj; s. 24
Reklama