Powszechnie uważa się, że „stara Polonia” zatrzymała się w swoim widzeniu Polski. Podobnie polscy dziennikarze zatrzymali się w swoim widzeniu Polaków w Ameryce (POLITYKA 32). Zawsze napiszą z przymrużeniem oka o Greenpoincie, sklepie Kiszka i samotnych azbestowcach, następnie nic pośredniego, a na drugim końcu kilku młodych, prężnych, którzy wyrwali się z tego zaścianka.
Przez okres mojego pobytu w Ameryce dominującą grupą wśród polskiej społeczności stały się młode małżeństwa z dziećmi. Do dawno zasiedziałych ciotek, dziadków dołączają nowi. Bez niczyjej pomocy wyrosła ogromna grupa zwykłych dorobkiewiczów. Przyzwoita praca, często na budowie, ale w swojej firmie, ale też i gdzie indziej, kupno lepszego auta, pierwszego domu, weekendowe wyjazdy, masowa wysyłka dzieci na wakacje do Polski, podróże po Europie. Jedni wyrywają się z getta polskiego, inni nie, ale ich dzieci wtopią się bez problemu w amerykańską społeczność.
Prezentujemy się coraz lepiej, wystarczy przyjść pod którąkolwiek sobotnią polską szkołę. Jak godnie wyglądają młode matki i ojcowie. Są zamożni, zadowoleni, inna rzecz, że ich dzieci nie mówią po polsku. Trudno.