Archiwum Polityki

Nóż do papieru

Jak człowiek tysiąc razy obejrzy w telewizorze wieżowiec, w który trafia samolot – innym potem okiem na swojskie wieżowce patrzy. Nie żebym zaraz czekał, kiedy śmiercionośna maszyna wyłoni się zza pobliskiej chmury, ale trochę nieznanego dotąd niepokoju jest. W takich subtelnych znaczeniach konsekwencje zamachu są istotnie bardzo dalekosiężne. Kiedy jednak kolejny raz słyszę ten nie do zniesienia frazes, że Ameryka, że świat nigdy już nie będzie taki sam – czuję obrzydzenie. Jak to nie będzie taki sam? Będzie. W końcu wojna za pasem.

Jeśli idzie o to, że my, ludzkość, straciliśmy poczucie bezpieczeństwa, że na najbardziej ekskluzywne i strzeliste budowle spoglądamy teraz pod kątem ich przydatności do zbombardowania – to minie. Może nawet już minęło. Prędzej czy później (w najgorszym razie kilkaset lat po zagładzie) znów poczujemy się bezpiecznie w naszym wspólnym domu. Jeśli idzie o to, że Ameryka, że świat nigdy już nie będzie taki sam, bo minęła epoka beztroski i teraz w obawie przed terroryzmem ruszy pełną parą technologia obronna, zagęszczone zostaną kordony, zaostrzone przepisy, wzmocnione kontrole – to jest to utopia czysta. Tym czystsza i tym bardziej gorączkowa, że działają wyrzuty sumienia spowodowane błędami obrony.

Nie tylko z piłki nożnej wiadomo, że nie ma skutecznego ataku bez błędu obrony, że wręcz warunkiem skutecznego ataku jest błąd obrony, że niektóre ataki wychodzą specjalnie skutecznie i spektakularnie, bo sprowokowane zostają wyjątkową opieszałością obrony. Oczywiście jest kwestia łamania reguł. Podchodzi do mnie – dajmy na to – bandzior, wali mnie z tyłu pałą w łeb, trudno żebym w takiej sytuacji uznawał, że popełniłem rażące błędy w obronie.

Polityka 39.2001 (2317) z dnia 29.09.2001; Pilch; s. 107
Reklama