Archiwum Polityki

Sorry, nie jestem nastolatką

Rozmowa z Sandrą Lewandowską, posłanką Samoobrony, o urodzie w polityce

Sławomir Mizerski: – Czy występy w telewizji i zdjęcia w prasie to przyjemniejsza strona bycia posłanką?

Sandra Lewandowska: – Szczerze mówiąc, gdybym mogła, to bym w ogóle zrezygnowała z chodzenia do telewizji, bo nie mam takich ciągotek. Poza tym niepokoję się, że wszyscy wmawiają mi, jaka jestem piękna. Źle się z tym czuję, ktoś chce ze mnie gwiazdę zrobić. Wyczuwam tu jakiś podstęp.

Ze smutkiem zauważam, że coraz mniej ważne jest, czy polityk mówi coś mądrego. Na popularność polityka coraz częściej wpływa szum wokół niego, bez względu na to, czego dotyczy. Pani też to zauważa?

Bez przesady, chociaż z pewnością media kreują wizerunek. Ale ja staram się być sobą i muszę powiedzieć, że media w większości są wobec mnie obiektywne.

Media kreują wizerunek, ale przy pomocy samych zainteresowanych, niestety. Na przykład gdy dają się oni sfotografować w stroju topless na plaży w Egipcie. Zastanawiam się, czy to była jakaś zagrywka ze strony pani i posła Janusza Maksymiuka?

Przecież pan wie, że to żadna zagrywka. Nie wiedziałam, że ktoś robi mi zdjęcia. Zresztą on rozpoznał nie mnie, tylko posła Maksymiuka.

Ale państwo potem dalej podtrzymywaliście temat, mówiło się o waszym ślubie nawet. To już jednak była zagrywka. Takie dokładanie do pieca, żeby ogień nie wygasł.

Nie my dokładaliśmy. Było tak, że wróciliśmy do kraju, zobaczyłam siebie w gazetach i złapałam się za głowę: co to będzie, co powie rodzina, koledzy, wyborcy? Nikt niczego przykrego nie powiedział, natomiast posłanka Danuta Hojarska poddała mnie krytyce w mediach. Zażartowałam: „jak będzie pani nam dokuczać, to nie zaprosimy pani na wesele”, a pani poseł Hojarska powiedziała do „Super Expressu”, że biorę ślub.

Polityka 30.2007 (2614) z dnia 28.07.2007; Ludzie; s. 82
Reklama