Archiwum Polityki

Powrót prezydenta

W środę wieczorem na wizji w jednej z telewizji trzymających rękę na pulsie redaktor o przezwisku „Czy będzie proces?” poinformował, że „za 50 minut na warszawskim lotnisku Okęcie wyląduje samolot z prezydentem Lechem Kaczyńskim oraz jego małżonką wracającymi z wizyty w Stanach Zjednoczonych”. – Pomyślałem sobie: piłkarzy, pływaków czy szczypiornistów witają na lotnisku tłumy, więc czemu by nie powitać naszego ukochanego przywódcy? – wspomina Jan Nowina-Nowiński, emeryt. – Szybko wzułem więc obuwie i autobusem linii 175 udałem się na Okęcie.

Jakież było jego zdziwienie, gdy okazało się, że przed bramą lotniska wojskowego nie tylko nie ma tłumu, ale wręcz nikogo nie ma. Nieopodal bramy kręcił się jedynie jakiś osobnik w ciemnych okularach. Jan Nowina-Nowiński zaczął rozpinać pokrowiec na wędkę, w którym przywiózł biało-czerwoną flagę. Chciał nią pomachać kawalkadzie limuzyn, w tym tej najważniejszej z panem prezydentem i jego małżonką. Ale osobnik w okularach rzucił się ku niemu, mignął policyjną legitymacją i warknął: „Co to jest? Co pan tu robi?”. „Chcę powitać pana prezydenta oraz jego małżonkę po ich wizycie w USA” – wyjaśnił pan Jan. Funkcjonariusz jakby nie wierzył. Przyjrzał się panu Janowi uważnie i zażądał: „Niech pan chuchnie”.

Kiedy chuchał (trzykrotnie, bo policjant nie dowierzał własnemu zmysłowi powonienia), kawalkada limuzyn z dużą prędkością przejechała bramę i zniknęła w al. Żwirki i Wigury.

Polityka 30.2007 (2614) z dnia 28.07.2007; Fusy plusy i minusy; s. 88
Reklama