Parę dni temu zmarła w Paryżu Madame Claude Pompidou, wdowa po prezydencie Georges’u Pompidou (1911–1974). Jednak nie z tytułu, a przynajmniej nie tylko z tytułu dostojnego wdowieństwa należy się jej w polskiej prasie wspomnienie.
Zacznijmy od początku. Wszyscy prezydenci V Republiki budzili we Francji (i nie tylko) żarliwe kontrowersje. Charles de Gaulle nawet w Polsce znajduje namiętnych wielbicieli, jak na przykład Aleksander Hall, i zażartych przeciwników, jak choćby Stefan Kisielewski, który w „Dziennikach” nie oszczędza mu żadnego bodaj brzydkiego słowa. Wyniosły, arogancki i przeintelektualizowany Valery Giscard d’Estaing był celem niezliczonych złośliwych dowcipów. Lecą samolotem Giscard d’Estaing, Jan Paweł II i hippie. Blady pilot wchodzi do kabiny: – Silniki wysiadły, za chwilę spadniemy, a na pokładzie są tylko dwa spadochrony. Giscard podrywa się z miejsca, chwyta za jeden ze spadochronów: – Gdybym zginął, świat straciłby najinteligentniejszego obywatela, światowy potencjał inteligencji zostałby zubożony. Wyskakuje. Papież zwraca się do hippie: – Weź synu drugi spadochron. Jesteś młody, życie przed tobą, a ja nie lękam się spotkania ze świętym Piotrem. Na to hippie: – Ojcze Święty, bez obaw. Mamy dwa spadochrony. Najinteligentniejszy człowiek na świecie wyskoczył z moim plecakiem. François Mitterranda nie znosiła prawica, a i na lewicy budziły sprzeciw jego imperatorskie maniery. Jacques Chirac oskarżany jest o malwersacje, zresztą nigdy nie umiał pozyskać sobie serc Francuzów. Jedyny Georges Pompidou był akceptowany właściwie przez wszystkich, nie budził negatywnych emocji. Nazywano go prezydentem „okrągłym”, co miało znaczyć, że nie ma kantów, nie ma zadry, do której można by się przyczepić.