Archiwum Polityki

„Wściekły pies”

Jerzy Duński, pisząc o okolicznościach śmierci Patrica Lumumby (POLITYKA 9), wspomina, że zwrócił się on do Związku Radzieckiego z prośbą o transport lotniczy dla swojego wojska, co zresztą stało się dla USA jednym z koronnych argumentów dla interwencji poprzez ONZ i swoje służby specjalne. Waszyngtonowi chodziło o niedopuszczenie Moskwy do współdecydowania o przebiegu procesów dekolonializacji w tej części świata.

Byłem wówczas jedynym polskim dziennikarzem w dawnym belgijskim Kongu, wysłannikiem „Życia Warszawy” i Agencji Robotniczej; przez zbieg okoliczności i wspólnych znajomych przebywałem często w bezpośrednim otoczeniu Lumumby. (...)

Przebywałem w Luluaburga, gdy zaskoczył mnie zwrot w rozwoju wydarzeń, jakim było lądowanie w stolicy i kilku większych miastach wojsk – na ogół afrykańskich – działających z mandatu ONZ oraz ich decyzja o zamknięciu wszystkich lotnisk w Kongu. Zostałem więc pozbawiony możliwości powrotu do Leopoldville (dzisiaj Kinszasa), gdzie miałem swą bazę (...). Jedynym wyjściem było nocowanie na lotnisku i wypatrywanie okazji. Po paru dniach przecierając ze zdumienia oczy obserwowałem lądowanie 18 radzieckich samolotów wojskowych typu Ił-14. (...)

Z trudem przedostałem się do komendanta eskadry. (...) Przyjął mnie więcej niż nieufnie. Zapytałem, czy mógłbym z nimi wrócić do Leopoldville. (...) Odmówił. Po kilku godzinach dowiedziałem się, że Rosjanie mnie szukają. Tym razem dowódca był uprzejmy. Czy mówię po francusku? Tak. (...) Okazało się, że eskadra znalazła się w głupiej sytuacji przez brak tłumacza. Czy mógłbym mu pomóc? I tak zostałem tłumaczem dowódcy radzieckiej pomocy dla Lumumby.

Polityka 13.2001 (2291) z dnia 31.03.2001; Listy; s. 36
Reklama