Archiwum Polityki

Nietykalni

W gwałtownej dyskusji, jaką w środowisku wywołał nasz Raport o losach młodych naukowców, dają o sobie znać podziały pokoleniowe. Uczestniczyłam w kilku spotkaniach, gdzie były one bardzo widoczne. Także poczta przynosi liczne sygnały na ten temat. Pojawiają się stanowiska skrajne: pewien doktorant z jednego z najmłodszych uniwersytetów uważa, że jedyną drogą uzdrowienia sytuacji jest „radykalne cięcie – starzy na zasłużone emerytury, młodzi na zwolnione etaty”. Pewien stołeczny profesor ubolewa, że w poczekalni do świątyni wiedzy stoją już niemal wyłącznie kandydaci na przekupniów – brakuje przyszłych kapłanów.

My i oni, młodzi i starzy, ustawiani i ustawieni – to podziały istniejące w sposób mniej lub bardziej widoczny w każdym środowisku pracy. Jedni je celebrują, uważając za naturalne, a inni – niestety, mniej liczni – starają się niwelować, dowodząc, że obie strony wnoszą coś istotnego i twórczego do wspólnej pracy. Nawet jeśli z jednej strony są to tylko ryzykanckie pomysły, a z drugiej tylko doświadczenie, to roztropne kierownictwo łączy je w nurt wspólnych i jednakowo cenionych starań o dobro firmy, tworząc optymalny zespół.

W środowisku nauki podziały pokoleniowe określa się jako „samodzielni-nietykalni i cała reszta”, „feudałowie i wasale” albo „kasta profesorska i wszystko, co niżej”. Usytuowani wyżej aspirują do najwyższego kręgu kasty, czyli profesury namaszczonej tytułem przez prezydenta (tzw. belwederskiej). Panujące nastroje odzwierciedla trywialne powiedzonko: „Dostaniesz belwederskiego i mogą ci skoczyć!”. Wyraża ono z jednej strony pragnienie niezależności, ale z drugiej dążenie wielu do tego, aby dzięki nominacji profesorskiej zaprzestać jakiejkolwiek działalności badawczej, osiąść na laurach (a praktycznie na mieliźnie). Bo wtedy już wszystko można – stanowisko i zaszczytny tytuł dają idealną odskocznię do bezkarnego sprzedawania się poza macierzystą uczelnią, zwłaszcza w kontraktowej, najbardziej dochodowej dydaktyce.

„My udajemy, że mamy czas dla studentów i doktorantów, a oni udają, że mają czas dla nas” – to symptom patologicznego porozumienia między starymi wyjadaczami a młodymi koniunkturalistami. Pierwsi poświęcają obowiązkom dydaktycznym absolutne minimum, ponieważ zarabiają poza uczelnią. Drudzy starają się „nie sprawiać kłopotów” nachodzeniem w sprawie konsultacji, lektur i twórczych pomysłów.

Polityka 13.2001 (2291) z dnia 31.03.2001; Społeczeństwo; s. 94
Reklama