Cieszy się pan ze swoich 80 urodzin? Będą pana nosić w lektyce, grać na Rynku Głównym w Krakowie kosmiczny mecz piłki nożnej, pańskie święto będzie trwało parę dni.
Nie życzę pani, żeby dożyła pani osiemdziesiątki i kuśtykała, jak to na ogół robią ludzie w tym wieku. Prawie wszyscy moi znajomi poumierali. Miłosz jeszcze się trzyma, choć skończył dziewięćdziesiątkę. Długo żył Giedroyc, ale on był wyjątkowy. Miał misję. Kochał Polskę i jej poświęcił życie. Ja uważam, że należy być zdrowym, młodym i bogatym, jak długo się da. A potem do widzenia.
Ale dziewięćdziesięcioletni Czesław Miłosz chwali sobie życie.
Czy ja wiem? Najpierw zapuścił brodę, później ją zgolił. Może i warto by było żyć do osiemdziesiątki, gdyby nie objawy starości. Prawdziwy jest dowcip, że kiedy się człowiek zbudzi po pięćdziesiątce i nic go nie boli, to znaczy, że nie żyje. Można sobie oczywiście zaśpiewać: wesołe jest życie staruszka, tylko gdzie dzisiaj ci starsi panowie?
Miał pan pomysł na starość jako twórca fantastyki naukowej? Nie pamiętam, żeby się pan starością zajmował?
Cóż można zrobić? Był taki wiersz Gałczyńskiego chyba: hop siup wystarczy nam jedna wątróbka, ogórek i już trup. Z wiekiem niesłychanie zmniejsza się ilość sposobów zaspokajania naszych zachcianek. Wszystkiego ubywa. Na przykład bardzo lubiłem słodycze, a teraz nie wolno mi ich jeść, chętnie jeździłem na nartach, chodziłem po górach. A teraz, wyobraża sobie pani mnie, jak szusuję z Kasprowego?
Ostatnio zimą albo wieje, albo nie ma śniegu, więc nie ma pan czego żałować. Ciągle pan narzeka na wszystko, ale podejrzewam, że jednak lubi pan życie?
Czy ja lubię żyć? Może bym i lubił, ale w innych warunkach.