– Powieści tej nie da się streścić w kilku zdaniach – mówi autor. – Akcja zaczyna się w momencie, kiedy główny bohater, a zarazem narrator rozpoczyna kurs prawa jazdy i pierwszego dnia okazuje się, że zamiast potężnego i wrzeszczącego instruktora, którego spodziewał się zastać w samochodzie, spotyka młodą i miłą dziewczynę. Tym bardziej wstydzi się swojej nieporadności, nie radzi sobie ze stresem, aż w końcu ponaglany zewsząd dźwiękami klaksonów staje na środku skrzyżowania i przypomina sobie opowiadanie Hrabala „Wieczorne lekcje jazdy”. Sytuacja opisywana w przypomnianej naprędce historii jako żywo odpowiada temu, co przeżywa narrator „Mercedesa...”. Hrabal, który w latach pięćdziesiątych robił prawo jazdy na motor, obłaskawił sytuację opowiadając o swoim ojczymie i przedwojennych motorach BMW. Narrator w mojej powieści zaczyna snuć opowieść o własnej babci, zapalonej automobilistce z lat dwudziestych, uczącej się jeździć Citroënem. Chce się w ten sposób wkupić w łaski pani instruktor.
Jak mówi autor, w książce na tle obrazu współczesnej Polski przenikają się różne wątki – historia babci Marii i dziadka Karola, związku narratora z instruktorką. Ważną rolę odgrywa też postać przedwojennego fotografa, który wywoływał zdjęcia dziadków autora i po którym zachowała się pamiątka – oryginalna koperta zakładu fotograficznego (znajdzie się ona w książce wraz z reprodukcjami zdjęć rodzinnych).