Archiwum Polityki

„Stary bez pary”

Jestem reprezentantką starych panien – według Raportu (POLITYKA 34) – czyli tych, których nikt nie chciał, a nie samotną z wyboru. Kończę 30 lat i nie zanosi się, abym w najbliższym czasie założyła rodzinę. Z przyczyn ode mnie niezależnych, choć być może moja postawa, moje zasady moralne, przyczyniły się do mojej samotności.

Skończyłam studia, pracuję, zrobiłam jedne studia podyplomowe i jestem w trakcie robienia drugich. Chodzę na kurs językowy. Wszystkie te zajęcia nie wynikają z przesadnych ambicji, ale są wypełniaczem samotnego czasu. Dzięki nim mogę podnieść własne poczucie wartości, poznać nowych ludzi (wcale nie chodzi głównie o mężczyzn). Bo skoro nikt mnie nie chce, to muszę sobie udowodnić, że jestem coś warta.

Co do mężczyzn. Spotykam ich, a ci interesujący są albo żonaci, albo w związkach. Ostatnio zainteresował się mną pewien żonaty mężczyzna, ale gdy postawiłam sprawę jasno – żadnego seksu, dopóki jest żonaty (cóż zrobić, jeżeli ma się takie zasady...), nagle, z dnia na dzień, przestał dzwonić mimo wcześniejszych zapewnień o przyjaźni (!).

Co najgorsze w tym wszystkim – bo brak faceta doskwiera raz na jakiś czas, nie przeczę. Ale gdyby nie „życzliwi” zamężni, byłoby łatwiej. Ich nieustanna troska o to, że jestem sama, zazdrość, że mogę sobie pozwolić na kursy, studia i coroczne wakacje, wyjazdy na wystawy i do kina! Te nieustanne dogadywania, swatanie z każdym wolnym facetem, jakiego znają, a który w rzeczywistości ma partnerkę. Pal licho, jeżeli mówią to tylko do mnie, ale oni potrafią dawać facetowi do zrozumienia, że moim marzeniem jest go usidlić. Brr! Nie jest łatwo być starą panną. Żyć mimo presji zamężnych i żonatych i nie zwariować.

Nazwisko i adres znane redakcji

Polityka 37.2001 (2315) z dnia 15.09.2001; Listy; s. 84
Reklama