Nastał czas egzekwowania obietnic przedwyborczych. Różne grupy zawodowe, których nadzieje zostały rozbudzone, ruszają do boju. Lekarze domagają się podwyżek płac, górnicy wypłat z ubiegłorocznych zysków. Powstają kolejne komitety strajkowe. Wrze w stoczniach, zakładach zbrojeniowych, PKP, wśród służb mundurowych. W tym wszystkim słabo słychać głos centrali NSZZ Solidarność, związku, który do niedawna szedł na czele wszelkich protestów. Liderzy „S” na branżowe niepokoje reagują z rezerwą, powściągliwie.
Weźmy służbę zdrowia – inne żądania formułuje Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy, a inne Sekretariat Służby Zdrowia NSZZ „S”. Różne są też wizje zagospodarowania pieniędzy, które uda się wywalczyć. Większość terenowych struktur „S” służby zdrowia nie uczestniczy w szpitalnych strajkach (wyjątkiem jest „S” służby zdrowia w regionie śląsko-dąbrowskim niezrzeszona w sekretariacie). To dlatego Janusz Śniadek, szef Solidarności, stwierdza: – Popieramy postulaty formułowane przez nasz Sekretariat Służby Zdrowia, w tym postulaty płacowe, ale nie ma akceptacji dla tych form protestu, które uderzają w pacjenta.
Śniadek mówi o słabości dialogu między rządem a partnerami społecznymi. O tym, że zespoły branżowe funkcjonujące w ramach Komisji Trójstronnej powinny zacząć wreszcie rozwiązywać konkretne problemy, bo inaczej protesty wyleją się na ulice. Komisja Krajowa w imię dialogu poprosiła o kolejne spotkanie z premierem Marcinkiewiczem (podobne odbyło się w lutym br.). – To nie z sympatii do tego rządu domagamy się rozmów – zapewnia Śniadek. – Domagamy się, bo ta metoda jest skuteczna.