Główny pomysłodawca i organizator Ogrodów dyrektor Biblioteki Elbląskiej Jacek Nowiński uważa, że wspólne przedsięwzięcie Biblioteki i redakcji „Polityki” zajmuje szczególne miejsce w krajobrazie kulturalnym miasta. Różni się mianowicie zarówno od festynowych Dni Elbląga, jak i tradycyjno-elitarnych Nocy Teatru i Poezji. Ogrody są przede wszystkim dla tych, którzy lubią porozmawiać o ważnych sprawach, nie ograniczają się w czasie wolnym do oglądania telewizji, ale też doceniają kulturę popularną w dobrym wydaniu. Niemal wszyscy, którzy pierwszego dnia przyszli na panel dyskusyjny z wydawcami (Beatą Stasińską i Pawłem Duninem-Wąsowiczem), byli później na spotkaniu z wiceministrem kultury Jarosławem Sellinem, a potem trafili na koncert zespołu T. Love.
Oczywiście publiczność koncertowa zawsze jest najliczniejsza. W tym roku muzyczny repertuar był nieco mniej popowy niż w latach poprzednich. Nawet rockowy T. Love swoje stare piosenki opakował w nowe, subtelne aranżacje, a koncert zakończył evergreenem króla reggae Boba Marleya „No Woman No Cry”. Nic dziwnego, reggae znów wraca w Polsce do łask i w Elblągu też ma swoich fanów. Pewnie dlatego w występie Lecha Janerki najbardziej podobały się reggae’owe „Konstytucje”, zaś czwartego dnia imprezy rozbujała publikę warszawska kapela The Relievers, która jako jedyna w kraju gra wybitnie marleyowską odmianę tej muzyki, czyli roots-reggae.
The Relievers dobrze przygotowali publiczność do odbioru ostatniego koncertu Ogrodów, czyli występu Tam Tam Project. Tam Tam gra muzykę wieloetniczną, ma w składzie artystów z Senegalu i z Nigerii, ale nie tylko grał w Elblągu porywająco, bo jeszcze, co podobało się najbardziej, połączył koncert z warsztatami muzyczno-tanecznymi. Ludzie grali na dostarczonych uprzednio bębenkach i beczkach i wpadali w iście szamański trans.