Archiwum Polityki

„Rower power”

W nawiązaniu do dobrze i rzetelnie udokumentowanego artykułu Ewy Winnickiej (POLITYKA 31) pragnę wyjaśnić dwa podane tam stwierdzenia.

1.

„W 1997 r. zadławiony długami i tanim sprzętem z Tajwanu Romet...”. Romet splajtował na własną prośbę, będąc firmą całkowicie antyinnowacyjną, co wynikało z jego pozycji jako ogromnego zakładu będącego krajowym monopolistą, płynącej stąd arogancji, jak również gigantycznych kosztów własnych i braku elastycznego zarządzania. Jako projektant wzornictwa przemysłowego, specjalizujący się w pojazdach napędzanych siłą mięśni (jestem autorem m.in. brytyjskiego pojazdu bagażowego BROX, stosowanego przez londyńską firmę Red Star Couriers i kilka przedsiębiorstw w W. Brytanii i Niemczech), nabrałem takiego przeświadczenia już w czasie studiów, a dowody na to zyskałem wkrótce po ich ukończeniu. Główny technolog Rometu na widok dokumentacji wykonanego przeze mnie roweru górskiego (pierwszego w Warszawie, a zapewne i w Polsce) stwierdził, że „rowery górskie to wariactwo, w które nie ma się co pakować, bo minie po jednym sezonie”. Było to w grudniu 1985 r. Co do „zabójczej dla firmy taniej konkurencji tajwańskiej”, co było twierdzeniem lansowanym przez Romet, porównanie cen z 1997 r. wskazuje, że było ono nieprawdziwe: najtańszy w tamtym sezonie rower Giant – GSR 200 kosztował 849 zł, podczas gdy rometowski rower Arizona na podobnym osprzęcie i wykonany ze zbliżonych materiałów (Shimano TY22/30; stal Hi-Ten) kosztował 558 zł.

2.

„Warszawa na razie stawia na rower turystyczny”. Turystyka jest poniekąd przymusowa z powodu braku jakiejkolwiek spójnej polityki dotyczącej komunikacji rowerowej.

Polityka 35.2001 (2313) z dnia 01.09.2001; Listy; s. 43
Reklama