Już została ogłoszona data: 10 sierpnia Boliwijczycy wypowiedzą się w bezprecedensowym referendum, czy popierają działania swego prezydenta Evo Moralesa. To on sam wystąpił z taką inicjatywą, która mogłaby ona uchodzić za zagrywkę pokerową. Ale populista Morales, który w ciągu dwóch lat swoich rządów znacjonalizował przemysł naftowy, ogłosił program walki z biedą i z wykluczeniem Indian, wierzy w swoją popularność. Kalkuluje też, że społeczny mandat doda mu siły w rozprawie ze zbuntowanymi prowincjami „bogatego półksiężyca”. Najbogatsza z nich, Santa Cruz, w lokalnym referendum opowiedziała się za autonomią, trzy inne pewnie pójdą w jej ślady, aby wysokie dochody zostawić dla siebie i nie dopłacać do socjalnych pomysłów socjalizującego prezydenta. Tu na zdjęciu (ze szczytu w Peru) widać, że raczej nie zdołał do nich przekonać pani kanclerz Angeli Merkel.