Archiwum Polityki

Różnica płci

Wchodząc do restauracji w Düsseldorfie, otworzyłem świeżo poznanej Niemce drzwi i zostałem obrzucony gniewnym spojrzeniem jak człowiek, który próbuje umyślnie obrazić kobietę. Chwilę potem pomogłem jej zdjąć płaszcz i wtedy wybuchła oburzona pytając, czy ja myślę, że ona jest tak różna od mężczyzn, że nie umie sama zdjąć sobie płaszcza. Zrozumiałem, że mam do czynienia z kobietą postępową; potwierdziły to mocne słowa użyte w dalszej rozmowie. Mocne słowa w obcym języku nie robią żadnego wrażenia i często przeżywam chwilę niepokoju, nie mogąc sobie przypomnieć, jakie części anatomii rozmówca ma na myśli. Oczywiście wiadomo, że zawsze chodzi o okolice bioder, ale to, czy organ jest męski, czy żeński, czasem w pamięci się myli z braku częstego użycia.

Wiem, że jestem człowiekiem staromodnym, przynajmniej w pewnych obszarach przyzwyczajeń i wulgaryzm w ustach kobiety razi mnie bardziej niż w ustach mężczyzny. Nieopatrznie przyznałem się do tego mojej postępowej rozmówczyni i powtórnie zostałem skarcony za pomocą podobnego argumentu, który padł przy podawaniu płaszcza. – Jak można czynić różnicę między mężczyzną i kobietą? Poczułem się pełen winy, ponieważ w głębi duszy ogromnie cenię sobie tę różnicę, a tymczasem barczyste, postępowe Niemki nawet w dziedzinie anatomii upodabniają się do mężczyzn (i przeciwnie, wśród mężczyzn zniewieściałość uchodzi dziś za miłą cechę. Rozumiem, że jako dzieci nie byli wychowywani wśród seksistowskich okrzyków: „Jasiu, przestań się mazać jak baba”, ani też nikt im nie mówił, że mają coś znosić po męsku).

Nie zaprzątałbym państwu uwagi błahym zdarzeniem w Düsseldorfie (szczególnie że natychmiast w Internecie dostanie mi się od drogich feministek), ale ubawił mnie paradoks wynikający z rozmowy z moją postępową znajomą.

Polityka 49.2001 (2327) z dnia 08.12.2001; Zanussi; s. 97
Reklama