Archiwum Polityki

Cudze sny

O współczesnej polskiej literaturze popularnej nie można napisać niczego sensownego z przyczyny zasadniczej: nie ma o czym. Jedyne, co można, to szukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego w III RP przez dziesięć lat nawet nie zakiełkowała proza, która gdzie indziej pleni się bujnie niczym przydrożne zielsko.

Literatura popularna ma moc pocieszania. Jej bohaterowie ruszają do akcji szczególnie wtedy, gdy rzeczywistość zawodzi oczekiwania. Sukcesy Sherlocka Holmesa leczyły obywateli Londynu z szoku, że najlepsza policja świata nie zdołała schwytać Kuby Rozpruwacza; prywatni detektywi z czarnego kryminału pomagali Ameryce uporać się z frustracją wywołaną zalewem bezkarnej zbrodni i korupcji w czasach prohibicji. Tymczasem życie w III RP, można by pomyśleć, nie dostarcza po prostu żadnych domagających się rozładowywania stresów.

Żaden rodzimy Marlowe nie psuje interesów Perszingom i Dziadom, żaden polski Bond nie wypędza z Warszawy agentów KGB. Nie doczekaliśmy się nieprzekupnych gliniarzy, którzy by demaskowali skorumpowanych polityków, ani nawet nowego Złego, spuszczającego od czasu do czasu manto rozhulanym dresiarzom. W masowej wyobraźni królują nadal herosi peerelowskiej ersatz-popkultury: Czterej Pancerni, Kloss, bodaj czy nie kapitan Żbik. Kolejne humorystyczne kryminały Chmielewskiej czy dziewczyńskie powiastki Musierowicz nie różnią się zasadniczo od tomów pisanych w minionym okresie (co najwyżej zmęczeniem autorek).

Nie znalazły naśladowców, choć sprzedały się dobrze, kopiujące Forsytha powieści Łysiaka, nie odniósł sukcesu autor eksploatujący w stolikowo sprzedawanych powieściach sensacje w rodzaju mordu na Jaroszewiczach. Owszem, nieźle miewa się rodzima fantastyka – tyle że akurat marnie wywiązuje się ona z zadań literatury popularnej. Poza Wiedźminem Sapkowskiego nie stworzyła właściwie typowego dla tej ostatniej bohatera, z którym czytelnik mógłby się utożsamić, i nie do pomyślenia jest, by w dzisiejszej polskiej SF, jak to było regułą przed wojną, rodzimy geniusz wynajdywał coś, co zapewni Polsce mocarstwową, a bodaj przyzwoitą pozycję między narodami świata.

Polityka 30.2000 (2255) z dnia 22.07.2000; Kultura; s. 42
Reklama