Na warszawskiej Woli, przy Górczewskiej, w jednym z ostatnich w stolicy punktów świadczących usługę maglowania bielizny, pani Maria, właścicielka, zwraca się do klientki: – Joanna Rajkowska jest świetna – mówi przeciągając nakrochmalone prześcieradło przez cylindry.
– Czy to ta, która przed kilku laty ustawiła na rondzie de Gaulle'a tę słynną palmę? – pyta klientka.
– Ta sama. Teraz na placu Grzybowskim zbudowała Dotleniacz – staw z nenufarami, bąbelkami i wodną mgiełką. Jest on alternatywną propozycją wobec planowanego w tym miejscu kolejnego martyrologicznego pomnika. Buduje otwartą narrację, sprawiając, że sens dzieła konstytuuje się nie w momencie jego ukończenia, ale dopiero w trakcie jego dalszej egzystencji i interakcji z otoczeniem – pani Maria fachowymi ruchami składa kolejną sztukę pościeli wysuwającą się spomiędzy cylindrów.
– Pojadę zobaczyć – powiada klientka. – Ale pani polecam „Szczególne miejsca. Idee do zamieszkania” w Zachęcie, wystawę ze zbiorów hiszpańskiej fundacji la Caixa. Osobiście wolałabym obejrzeć ich równie imponujące zbiory słabo znanej w Polsce sztuki arte povera. Ale cóż, na razie cieszmy się tym, co przyjechało.
Otwierają się drzwi, słychać delikatny dźwięk dzwonka i wchodzi pan Władysław: – Słyszałyście panie, z czym znowu wyskoczył pan premier?
– Drogi panie Władysławie! – upomina pani Maria. – Tyle razy prosiłam: w moim zakładzie nie zniżajmy się do poziomu politycznych przepychanek.