Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Na kartki

Lech Kaczyński odchodzi! Premier odwołał Lecha Kaczyńskiego! Premier odwołał ministra sprawiedliwości!

Co domyślniejsi wiedzą już, że to prawda, tyle że sprzed lat sześciu. Tak było: „Lech Kaczyński odchodzi” to tytuł z pierwszej strony „Rzeczpospolitej” w czwartek 5 lipca 2001 r. Ogromne zdjęcie Lecha Kaczyńskiego z grubą teczką dokumentów pod prawą ręką i odchodzący minister nie wiadomo dlaczego patrzy na swą lewą, wyciągniętą dłoń. Mam tę gazetę przed sobą, leży na stole. Lech Kaczyński odchodzi. Święci anieli! Ileż w tych trzech słowach nadziei i jaki zastrzyk zdrowego optymizmu w tych ciężkich czasach nudy i tandety politycznego asfaltu. Lech Kaczyński odchodzi – jak przyjemnie to czytać, szczególnie, że jeśli Lech, to Jarosław przede wszystkim. Daj Boże... Młodym Małpoludom, którzy to czytają, wyjaśnię, że sześć lat temu Lech Kaczyński, minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka, zadarł ostro ze służbami specjalnymi i z Urzędem Ochrony Państwa. Jak pisał wtedy Stefan Niesiołowski; „minister Kaczyński od dawna budował swoją pozycję polityczną kosztem tego rządu, pozostałych ministerstw i kolegów (...). Nie miał czasu zajmować się resortem. Miał za to tendencje do spiskowej teorii świata”. Cytuję ten fragmencik, bo jak ulał pasuje on do naszego „nadpremiera” Ziobry.

W tamtych czasach takim naszym dzisiejszym pisem był wszechwładny AWS Mariana Krzaklewskiego. Wszechwładny? Kto dziś pamięta AWS i Mariana Krzaklewskiego? I to jest też optymistyczne, że nikt. Jestem pewien, że za 6 lat Jarosława Kaczyńskiego i jego PiS też nikt nie będzie pamiętał. Ale dziś mamy dziś i co mamy? Oto marszałek Sejmu Ludwik Dorn zebrał wszystkich niegrzecznych posłów, zamknął się z nimi nocą w sali posiedzeń i czytał im bajkę na dobranoc.

Polityka 35.2007 (2618) z dnia 01.09.2007; Tym; s. 92
Reklama