Nie jest tajemnicą, że w kraju toczy się ostra walka nowoczesności z zacofaniem i parafiańszczyzną. Tendencje wielkomiejskie i postępowe coraz gwałtowniej ścierają się z wiejskim wstecznictwem, a miastem leżącym na pierwszej linii frontu w tej walce jest Sieradz.
Jak donosi „Gazeta Wyborcza”, tamtejszy prezydent zabrał się właśnie za oczyszczanie miasta z trujących złogów prostackiej ludowości, aby w to miejsce krzewić wielkomiejskość. Ostoją lokalnego zacofania jest zespół Sieradzanie, którego członkowie – przyodziani w zgrzebny barchan – wykonują na scenie prymitywne hołubce, podskoki i przytupy, robiąc panu prezydentowi wioskę z miasta na oczach ludzi. Sieradzanie upierają się, że tańczą owijoka, miejscowy taniec ludowy, i są w tym tańcu tak zapiekli, że nie sposób wytłumaczyć im, iż nowoczesny Sieradz nie może się opierać na owijoku, nie może na owijoku budować swojej przyszłości. Sieradzanie nie potrafią zrozumieć, że świat idzie nieustannie do przodu i jeśli ten świat do czegoś doszedł i coś osiągnął, to dlatego, że w pewnym momencie zrzucił barchany i przestał w kółko tańcować owijoka.
W mieście wszystkim wiadome jest, że prezydent sporym nakładem sił i środków unowocześnił Sieradz, uruchamiając m.in. kino, galerię handlową oraz windę w swoim urzędzie. Dzięki temu Sieradz uzyskał wreszcie upragniony wielkomiejski wygląd. Niestety, cieniem na tym wyglądzie kładą się tańcujący w barchanach Sieradzanie. Sieradz musi jak najszybciej z tego cienia wyjść, dlatego prezydent od zespołu Sieradzanie oczekuje, że zrzuci on ciężkie i krępujące barchany i zaproponuje nowoczesną ofertę taneczną, zbudowaną np. wokół tanga, cza-czy, walca angielskiego czy stepowania, wtapiając się w ten sposób w wielkomiejską tkankę Sieradza.