Ten partyjny superskarbnik, podpisujący wspólnie z sekretarzem generalnym SLD wszystkie kwity, wyciągnął ugrupowanie z najpoważniejszych długów i – choć prawica wciąż wskazuje na dalsze zobowiązania – zapewnia mu bardzo przyzwoite funkcjonowanie. Jeśli Kwaśniewski przeprowadził swoją formację przez ideowe morze czerwone, to Kuczera na pewno przyczynił się w znaczny sposób do uniknięcia przez nią największych finansowych raf.
Pięćdziesięciosiedmioletni Edward Kuczera odbył dość typową karierę urzędnika PZPR w wersji skromniejszej. Po ukończeniu Politechniki Szczecińskiej na Wydziale Chemii zatrudnił się w Policach, w jednym z przedsiębiorstw z epoki wielkich budów socjalizmu. Jeszcze na studiach rozpoczął „działalność społeczną w strukturach miejskich i wojewódzkich” Związku Młodzieży Socjalistycznej. Kandydatem PZPR został w wieku, w jakim dzisiaj młody człowiek nie słyszał z reguły o żadnych partiach – dziewiętnastu lat. Rok później miał już w kieszeni legitymację pełnoprawnego członka organizacji. Niedługo po wydarzeniach radomskich, w 1977 r., towarzysze warszawscy ściągnęli Kuczerę do Komitetu Centralnego. Pracował tam w Wydziale Ekonomicznym aż do rozwiązania partii, działalność zakończył na stanowisku wicekierownika wydziału. Co robił? – Naszym zadaniem było tworzenie warunków do realizacji ważnych celów społecznych i gospodarczych – mówi dzisiaj Kuczera – chodziło o poszukiwanie rozwiązań i analizowanie szerokiego zakresu zjawisk, a także o nadzór nad wykonywaniem tych przedsięwzięć. W jego słowach pobrzmiewa zapomniana już trochę melodia dawnych lat.
Potrzebny nocny stróż
Kuczera chciałby, aby został doceniony jego wkład w mozolne budowanie gospodarki rynkopodobnej w latach 80.