W 1996 r. zaprosiłem Andrzeja Szczypiorskiego do udziału w programie „Rzeczpospolita Druga i Pół”. Po długiej rozmowie w Jego domu zgodził się szybciej niż oczekiwałem, deklarując, że będzie musiał publicznie ujawnić pewną tajemnicę. Podzielił się nią ze mną, co uznałem za dowód zaufania i uradowany wyszedłem. Następnego dnia Szczypiorski zadzwonił do mnie i nie wycofując zgody na udział w programie poprosił o jego przełożenie o kilka miesięcy... Jeszcze nie dojrzałem do upublicznienia mojej tajemnicy... Później uzgodniliśmy kolejne odroczenie, aż „spadłem” z anteny. Pisarz zachorował. Nie zdążyliśmy.
Co powiedział mi Andrzej Szczypiorski: W tym programie będę musiał ujawnić pewną tajemnicę. Otóż jestem o pięć lat (!) młodszy, niż wynikało to z moich dokumentów. I ta nieprawdziwa data urodzenia – 1924 r. – wszędzie figuruje. Kiedy miałem dwadzieścia lat, zakochałem się i chciałem się ożenić. Moja miłość była o pięć lat starsza ode mnie i małżeństwo z młodszym o tyle mężczyzną w jej drobnomieszczańskim przedwojennym domu byłoby źle odebrane. Bez wahania postarałem się o dokumenty, które „postarzyły” mnie o pięć lat. (Co za romantyczna historia – udało mi się wtrącić).
Po kilku latach zacząłem pisać. Rozumie pan, że zaczął się problem. (Jeszcze nie rozumiałem). Tematyka, która mnie interesowała, nie mogła być przedmiotem studiów historycznych. Pisało się z doświadczenia bólu, z trzewii. (Zaczynałem rozumieć). Sam zacząłem mieć kłopoty z rozróżnieniem, co w moim pisaniu bierze się z pamięci, a co z wyobraźni. Czy w czasie Powstania Warszawskiego byłem chłopcem, czy mężczyzną?