Archiwum Polityki

Walka o „Ognia”

Parę dni temu odsłonięto na Podhalu pomnik osławionego Józefa Kurasia „Ognia”. Jest to poniekąd naturalną konsekwencją odwracania naszej historii o sto osiemdziesiąt stopni. Co za PRL było ukazywane jako czarne, dzisiaj musi być białe i odwrotnie. O istnieniu gamy pośredniej: szarości, popielatości, bezbarwności itp. wszyscy niemal wydają się zapominać. Uroczystości przewodniczył sam prezydent Rzeczypospolitej Lech Kaczyński, co wydaje się mało stosowne, gdyż o ile komitety społeczne mogą fundować monumenty za przeróżne zasługi, prezydent jako przedstawiciel całego narodu winien być ostrożniejszy i bardziej obiektywny w swoich wyborach. Najwyraźniej świadom możliwości postawienia mu takiego zarzutu wybrał prezydent Lech Kaczyński ucieczkę do przodu i oświadczył, tak przynajmniej przekazała to telewizja, że był Józef Kuraś bohaterem narodowym opluwanym później przez komunistów, którzy uczynili z niego bandytę, a w każdym razie postać kontrowersyjną. Otóż kto dzisiaj nadal uważa, iż istnieje tu jakaś kontrowersja, nie jest po prostu patriotą etc.

W tym właśnie miejscu pewna granica przyzwoitości została przekroczona. Nie mam zamiaru bronić większości publikacji o „Ogniu” sprzed 1989 r., które bywały oszczercze, a już na pewno nie tchnęły umiarem, choć zaznaczmy od razu, iż pochodziły zarówno z kręgu związanego z władzą, jak i ze środowisk akowskich. Uznanie, że wygłoszono o Kurasiu wiele opinii niesprawiedliwych i fałszywych, nie upoważnia jednak jeszcze do apologii. Niestety (a może na szczęście) „partyzant Podhala” dla jednych, „postrach Podhala” dla drugich pozostanie jeszcze długo, jeśli nie na zawsze, wbrew słowom pana prezydenta, osobą kontrowersyjną w najwyższym stopniu. W jakiejś mierze wynika to z sytuacji dziejowej.

Polityka 34.2006 (2568) z dnia 26.08.2006; Stomma; s. 85
Reklama