Archiwum Polityki

Surrealizm nad Wisłą

„Jeden tylko surrealizm dostąpił czegoś, co nie było udziałem żadnego prądu swoich czasów i co w ogóle zdarza się bardzo rzadko: przymiotnik »surrealistyczny« wszedł do języka potocznego i krąży wśród inteligencji nawet w krajach, gdzie surrealizmu nigdy nie było” – dowodził dawno, dawno temu Adam Ważyk, kiper gatunku. Dodając przytomnie: „triumf surrealizmu ma jednak odcień melancholijny, a może nawet szyderczy”. To się zgadza. Surrealistom musiały wystarczyć parodystyczne ogłoszenia. Ot, choćby takie: Najpiękniejsze kapelusze słomkowe mają zwarzoną cerę – pod kluczem... Uważajcie na tlący ogień w modłach o dobrą pogodę... Wiedzcie, że promienie ultrafioletowe wykonały swoje zadanie krótko i dobrze... U nas ogłoszenia bywają bardziej fantazyjne. Czytam w narodowej gazetce: „Z radością informujemy, że ks. prałat Henryk Jankowski zgodził się objąć opieką duchową Ligę Polską, za co składamy Mu serdeczne Bóg zapłać!”. Proszę pomyśleć o urokach duchowej opieki za Bóg zapłać, roztoczonej przez biedaczynę ze św. Brygidy. Czy to nie jest surrealizm nadwiślański? Tam Breton, tu Beton.

Surrealistyczne manifesty wywoływały sensację, gdy ogłaszano je na przedmieściach XX wieku. A czy dzisiaj kogoś zaszokowała, zaczerpnięta chyba z Arpa, wyborcza stylistyka AWSP; duma z wymyślonego hasełka: „Inni dużo mówią – My zmieniamy Polskę”. Kiedy usłyszałem ten slogan, przypomniała mi się rozmowa dwóch facetów:
– Otwórz okno. Straszny tutaj zaduch.
– Zwariowałeś? Niech myślą, że mamy klimatyzację.

Podoba mi się mocne, męskie stwierdzenie: My zmieniamy. Zmieniaczy ciągle ubywa. Nie ma dnia, by ktoś nie wymiksował się z przegranej grupy towarzyskiej.

Polityka 33.2001 (2311) z dnia 18.08.2001; Groński; s. 85
Reklama