Archiwum Polityki

Cytaty

Nammineq, ruch grenlandzkich independystów, przybiera na sile. Jego przewodniczący 31-letni Johannes Kyed podkreśla, że zasadniczo nie mają nic przeciwko Danii i 8 tys. Duńczyków, którzy zamieszkują tę wyspę liczącą 58 tys. ludności. Duńczycy mogą tu zostać, ale powinni wreszcie zrozumieć, że będziemy dążyć do uzyskania niepodległości – tłumaczy Kyed. Większość mieszkańców wyspy obawia się, że Nammineq jest zbyt radykalny i chce odłączenia Grenlandii za wszelka cenę. Hasło „Grenlandia dla Grenlandczyków” jest miłe sercu, ale jeszcze bardziej – sprawy materialne. Gdyby niezależność miała oznaczać drastyczne pogorszenie stopy życiowej, to co komu po takiej suwerenności? Grenlandia obficie korzysta z duńskich zdobyczy socjalnych i jej wsparcia finansowego, importuje też z kontynentu fachową siłę roboczą. Od 1979 r. cieszy się szeroką autonomią. Lansting, lokalny parlament, może decydować o wszystkim prócz polityki zagranicznej i kwestii bezpieczeństwa wewnętrznego. No właśnie! – irytuje się Kyed. Trzeba jednak przyznać, że oba społeczeństwa i oba języki – duński i grenlandzki (należący do rodziny eskimosko-aleuckiej) – płynnie współżyją tu ze sobą w pracy, na ulicy i w barze. Łączy też wspólna niechęć do Unii Europejskiej. To na Grenlandii rodziły się antyeuropejskie hasła, które teraz pobrzmiewają na lądzie.

Helsingin Sanomat, Helsinki

Polityka 29.2001 (2307) z dnia 21.07.2001; Cytaty; s. 14
Reklama