Na przejściu granicznym w Thayngen celnicy gruntownie przeszukali bagaż, interesując się nawet kalkulatorem i kosmetykami. Obciążające okazały się właśnie dwa noże (o długości ostrza 9 i 8,5 cm, w tym jeden tak sfatygowany, że musiał być związany gumką, by się nie rozpadł). Okazało się, że do Szwajcarii nie wolno wwozić sztyletów i noży otwieranych jedną ręką: obrotowych, składanych, sprężynowych i innych z samowyzwalaczem oraz wszelkich innych narzędzi, które mogą trwale zranić człowieka, takich jak rózgi, kije, ostre gwiazdy i noże do rzucania (art. 4 i 5 szwajcarskiej ustawy o broni, sprzęcie i amunicji z 1998 r.). Od maja br. zakazane jest także wwożenie noży o ostrzu powyżej 5 cm oraz takich, których długość (razem z rękojeścią) przekracza w sumie 12 cm.
Polska ustawa o broni i amunicji z 1999 r. nie jest aż tak precyzyjna. Cudzoziemcy nie mogą przywozić ani wywozić z Polski broni bez zaświadczenia wydanego przez polskiego konsula na terenie ich rodzimego kraju. Bronią wedle ustawy są m.in. „narzędzia i urządzenia, których używanie może zagrażać życiu lub zdrowiu (m.in. ostrza ukryte w przedmiotach niemających wyglądu broni, kastety i nunczaki, pałki imitujące kije bejsbolowe, kusze)”. Nie ma szczegółowych przepisów dotyczących noży.
Noże na granicy zarekwirowano, a wezwana policja ukarała Polaka mandatem 300 marek (franków szwajcarskich nie miał przy sobie). Nikt go nie uprzedził, że sprawa ta może mieć dalsze konsekwencje. Już po tym incydencie, w marcu, był z rodziną w Szwajcarii na nartach. Dopiero w kwietniu na adres w Polsce otrzymał decyzję szwajcarskiego MSZ o dwuletnim zakazie wjazdu do Szwajcarii. Powołując się na ustawę o pobycie i osiedlaniu się cudzoziemców oraz na ustawę o broni władze szwajcarskie informowały, że w razie złamania zakazu grozi mu kara 6 miesięcy więzienia lub grzywna 10 tys.