Spalenie zwłok człowieka ważącego 50 kg trwa 55 minut. Co pewien czas piec krematoryjny trzeba wyczyścić z resztek, żeby się nie mieszały z nowo palonymi zwłokami. Współczesny rytuał śmierci zapewnia sterylną czystość, odejście schludne, jak najmniej krępujące dla tych, którzy pozostają. Marcin Koszałka nakręcił film dokumentalny „Śmierć z ludzką twarzą” w krematorium w Ostrawie, do którego przywożeni są zmarli również z Polski. Podjeżdżają eleganckimi samochodami z różnych stron i z różnych domów pogrzebowych: Credo, Kamelia, Charon. Wtedy nadchodzi czas pracy dla niewielkiego zespołu pracowników krematorium. Poznajemy również ich życie, biegnące przecież w cieniu śmierci. A śmierć, choć zawsze dramatyczna i bolesna, nabiera cech absurdu i groteski w zestawieniu z działaniami marketingowymi oraz biznesowym wymiarem rzeczywistości. Piękne, sterylnie czyste zdjęcia krematorium i jego wnętrz podkreślają jeszcze współczesną obojętność wobec spraw ostatecznych. Przesłanie filmu w zestawieniu, jak to u Koszałki, z bezlitosną rejestracją faktów czyni z niego dzieło warte przemyśleń, bo też wcale niełatwo rozstać się widzowi z sugestywnymi obrazami, które oglądał. Byłby to dokument wybitny, gdyby nie fakt, że w jego fazie końcowej zawiódł montaż. Moim zdaniem, film powinien się skończyć o sekwencję wcześniej. Czasem niedopowiedzenie bywa bardziej wstrząsające niż postawienie kropki nad i. Zachęcam państwa nie tylko do obejrzenia tego filmu, ale i podyskutowania o nim. Warto.
Krystyna Lubelska
Śmierć z ludzką twarzą
, reż. Marcin Koszałka, premiera 28 października, godz. 22, HBO