Archiwum Polityki

Zizou

„Zbrodnia to niesłychana,
Pani zabija pana;
Zabiwszy grzebie w gaju,
Na łączce przy ruczaju...”.

Gdyby Mickiewicz dożył roku 2006, na pewno napisałby co innego. Bo co kogoś obchodzi jakaś pani zabijająca męża i z cynicznym śpiewem sadząca lilie na jego grobie. Dzisiaj wieszcz napisałby zapewne:

„Zbrodnia to niesłychana,
Straszny postępek Zidana...”.

Tym bowiem żyje dziś cały świat. „Gazeta Wyborcza” (10 lipca 2006) tytułuje: „Haniebny koniec Zinedine’a Zidane’a”. Wkraczamy w ten sposób na szczyty idiotyzmu. Rzecz bowiem miała się tak. W ostatnich minutach meczu finałowego Francja–Włochy włoski obrońca Marco Materazzi coś nagadał Zidane’owi. Ten zaś, cytuję raz jeszcze „Gazetę Wyborczą”: „Pochylił głowę i z całej siły uderzył nią w klatkę piersiową Włocha”, co w tłumaczeniu na zrozumiały język oznacza, iż przyłożył mu z byka. „Klatka piersiowa” to brzmi dumnie, ale akcent położyłbym bardziej na fakt, że „Francuz pochylił głowę”, dzięki czemu Materazzi dostał w korpus, a nie w zęby, co byłoby dla niego przypuszczalnie dużo dotkliwsze. Materazzi zrobił wówczas to, co powinien, i czego uczą w każdej szkółce futbolowej: zwalił się na ziemię z wyrazem bólu tak straszliwego, iż wszystkie dzieciątka wymordowane przez złego króla Heroda były przy nim w sumie niczym.

Dalszy ciąg był logiczny i banalny. Zidane dostał czerwoną kartkę i musiał opuścić boisko. I tutaj właściwie cała historia powinna się skończyć. Zidane zachował się oczywiście chamsko i nieodpowiedzialnie, a nade wszystko głupio. Kto jak kto, ale taki stary wyjadacz nie powinien dać się sprowokować, tym bardziej że przez długie lata grał we włoskiej lidze i zna doskonale stosowane tam metody.

Polityka 29.2006 (2563) z dnia 22.07.2006; Stomma; s. 93
Reklama