Był to ostatni z serii pozwów ofiar Hitlera wniesionych przed zawarciem w zeszłym roku porozumienia miedzy rządami Niemiec a USA, tworzącego fundusz odszkodowawczy wartości 10 mld marek, sfinansowany po połowie przez rząd i przemysł niemiecki. W zamian niemieckie koncerny miałyby zapewniony „pokój prawny”, tj. wycofanie pozwów przeciwko nim z sądów amerykańskich. Ponieważ „pokój” nie nastąpił, przemysł niemiecki wstrzymał wypłaty. Orzeczenie sędzi Kramm obnażyło całą słabość umowy między Waszyngtonem a Berlinem, która w istocie niczego Niemcom nie gwarantuje.
Jako uzasadnienie swej decyzji sędzia podała brak pełnej kwoty niemieckiego funduszu – przemysł nie dopłacił 1,4 mld marek. Kramm argumentuje, że nie można zamykać przed ofiarami ostatniej furtki dochodzenia roszczeń, skoro nie wiadomo, czy fundacji – która w myśl umowy byłaby jedynym źródłem odszkodowań – starczy pieniędzy na wypłaty. „Wiele osób czekało dziesiątki lat na otrzymanie rekompensat i byłoby niesprawiedliwe kierować ich roszczenia do fundacji, której sfinansowanie pozostaje pod znakiem zapytania” – czytamy w opinii. W wypadku pozwu nowojorskiego chodzi o roszczenia majątkowe ofiar hitlerowskich konfiskat, które też mają być uregulowane ze wspomnianej fundacji, zwanej Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość. Ciekawe przy tym, że sami autorzy pozwu (pierwotni powodowie) wnioskowali o jego oddalenie, ale sędzia podkreśliła, że broni interesów wszystkich pokrzywdzonych, w imieniu których zbiorowy pozew złożono.
Amerykańsko-niemiecka umowa zobowiązała administracje do przedstawiania w sądach oświadczeń (tzw. statement of interest), że rozpatrywanie wniesionych tam już i ewentualnie wnoszonych w przyszłości pozwów przeciw niemieckim firmom nie leży w narodowym interesie USA.