Proszę na nich nie patrzeć, a jeśli już, to z przyganą. Należy śmiać się z nich, ale nie z nimi. Jak coś mówią, udawajcie, że nie słyszycie. Do kobiet zwracajcie się: dziewczynko, a do mężczyzn: chłopcze – tylko tak należy traktować Niebieskookich. Na nic lepszego nie zasługują. Są przecież brzydsi (te bezbarwne oczy), mniej inteligentni, bardziej leniwi i ospali, gorzej pachną i ubierają się mniej gustownie od Ciemnookich.
Jane Elliott w ramach eksperymentu psychologicznego podzieliła jego uczestników na dwie grupy: Niebieskookich i Ciemnookich. Ciemnoocy to była grupa uprzywilejowana, społecznie akceptowana, stale pozytywnie wzmacniana. Niebieskookim nałożono jaskrawozielone kołnierzyki i kazano siedzieć na podłodze, podczas gdy Ciemnoocy zajmowali krzesła. Jane Elliott stale mówi do Niebieskookich podniesionym głosem, pogania ich, niecierpliwi się, gdy chcą o coś zapytać, ośmiesza ich pomyłki. Nie kryje, że robi to tylko z powodu ich fizycznej ułomności, różnią się przecież od Ciemnookich kolorem oczu. Dyskryminuje ich, bo jej zdaniem w tak zwanych cywilizowanych społeczeństwach każdy pretekst do takich zachowań jest dostatecznie dobry. W ciągu kwadransa niezależni, inteligentni i próbujący bronić swoich praw Niebieskoocy stają się infantylnymi, poniżanymi głupkami, których często jedyną obroną bywa wybuchnięcie płaczem.
Jane Elliott z miłej, bystrej, białej kobiety przeistacza się na naszych oczach w prześladowcę. Nie robi jednak nic specjalnego ani strasznego, ot, okazuje Niebieskookim trochę niechęci, daje odczuć lekką pogardę i zniecierpliwienie. Bo czyż można inaczej, skoro Niebieskooki pisząc proste zdanie pomija w nim z pośpiechu przecinek, a Niebieskooka nie potrafi precyzyjnie określić swojego miejsca w pracy. Oboje zostają więc Skończonymi Błękitkami, czyli trafiają na sam dół społecznej drabiny.