Z przeprowadzonych pod koniec 2005 r. badań nad uczestnictwem w kulturze wynika, że elblążanie czas wolny spędzają głównie w domu, a w odpowiedziach na ankietowe pytanie, jakich instytucji kultury brakuje w mieście, respondenci najczęściej wymieniali kluby muzyczne i sale widowiskowe. Klubów muzycznych najbardziej brakuje młodym. Kuba Qbi Stromiński, student informatyki, i licealistka Alina Zajączkowska mówią, że w mieście jest zapotrzebowanie na dobrą muzykę, istnieje nawet muzyczne podziemie.
Metal bez tatuażu
Elbląg Underground to miejscowa inicjatywa alternatywna. Ma swoją stronę internetową, sprowadza do miasta hard core’owe kapele nie tylko z regionu, nawet z Wilna, no i daje pograć tutejszym. Spotkania i koncerty organizowane są na przykład w klubie Eden w blokowisku niedaleko Fromborskiej albo w zaniedbanych ruderach po drugiej stronie rzeki, vis-?-vis Starówki. Eden działa oficjalnie, koncerty za rzeką to wynik akcji spontanicznych, Urząd Miasta o nich nie wie. Niedawno więc wkroczyła policja i rozbiła imprezę, o której zresztą informowały awangardowo zaprojektowane plakaty. Kuba ocenia, że alternatywne środowisko liczy jakieś 100 osób. Trochę studentów pierwszych lat, dużo więcej licealistów, a nawet gimnazjalistów. Pieszczotki, ćwiekowane pasy, kolczyki, niekiedy glany, tatuaże rzadko, bo w szkole nie są tolerowane – środowisko Undergroundu wygląda trochę jak odmrożona po 20 latach publiczność festiwalu w Jarocinie. Te 100 osób bez trudu mieści się w pubie Jaszczur na Starówce, ale zdarzają się większe imprezy.
Undergroundowcy są młodzieżową awangardą, nie kręci ich, jak większości miejscowych rówieśników, ani dyskoteka, ani siłownia, są za to fanami muzycznej alternatywy – neopunku, mocnych odmian metalu i w nieco mniejszym stopniu nowej elektroniki.