Ranking IDEA (International Institute for Democracy and Electoral Assistance) bada frekwencję wyborczą na świecie. Kończy się na 2001 r. Polska zajmuje w nim 156 pozycję, ale gdyby uwzględnić wyniki ostatnich naszych wyborów parlamentarnych i prezydenckich, w których frekwencja była niższa od dotychczasowego wyniku i znacznie niższa od średniej światowej, to nasz wynik byłyby jeszcze gorszy.
Autorzy raportu zdają sobie sprawę, że procentowe wskaźniki frekwencji nie są do końca porównywalne. W krajach, w których wprowadzono obowiązek głosowania (np. Belgia z ponad 92-proc. frekwencją), są one z natury rzeczy znacznie wyższe niż tam, gdzie stosuje się różnego rodzaju ograniczenia w dostępie do urn wyborczych (np. poprzez konieczność wcześniejszego zarejestrowania się na listach, jak w USA). Polska nie należy ani do jednej, ani do drugiej grupy.
W rankingu (który zamieszczamy na następnej stronie) uwzględniającym szacunkowo te i inne różnice, Polska zajmuje 156 pozycję. Niewiele państw plasuje się za nami. Wymieńmy je wszystkie od 157 do 169 miejsca: Nigeria, Czad, Salwador, Zimbabwe, Kolumbia, Haiti, Mauretania, Pakistan, Egipt, Burkina Faso, Liban, Wybrzeże Kości Słoniowej i Mali.
IDEA próbuje zestawiać swoje listy w różnych przekrojach społecznych, demograficznych, etnicznych czy uwzględniających system wyborczy. Pozycja Polski jest jednak na wszystkich niezmiennie niska.
Trudno wytypować lidera rankingu. Wśród krajów o wysokiej frekwencji jest bowiem zarówno rozległa i rzadko zamieszkana, lecz praktykująca przymus uczestnictwa Australia (94,5 proc.), jak i zurbanizowany Luksemburg (89,7 proc.). IDEA stosuje ponadto dość liberalną miarę uznawania poprawności wyborów; stąd na jej listach znalazły się też kraje, które tylko oficjalnie mają wysoką frekwencję jak Uzbekistan czy Tadżykistan.